Według FOSHU (Foods for Special Health Uses) ryby wchodzą w skład grup żywności funkcjonalnej, czyli takiej, która oprócz efektu odżywczego wykazuje poprawę stanu zdrowia i zmniejsza ryzyko chorób. Jednak kontrowersje wokół spożywania ryb, zwłaszcza bałtyckich, przybierają niepokojące rozmiary. Wynikają one przede wszystkim z przyjętego modelu żywienia opartego na mięsie, nabiale i ziemniakach, a także z braku czasu na przygotowanie potraw rybnych. Ponadto zbyt wysokie ceny czy też zamiany na koncentraty omega-3 i żywności fortyfikowanej omega-3 ze względu na obawę przed smakiem, zapachem czy szkodliwymi związkami. Ryby bałtyckie wykazują co prawda najwyższą zawartość rtęci, jednak są to ilości o wiele niższe od maksymalnego dopuszczalnego poziomu. Aby pobrać zalecaną dzienną dawkę korzystnych kwasów z bezpiecznym dla zdrowia poziomem rtęci czy dioksyn, należy się trzymać odpowiednich porcji i wprowadzić do diety także inne gatunki ryb, np. pstrąga, który jak wynika z ostatnich doniesień Stowarzyszenia Producentów Ryb Łososiowatych, stał się najpopularniejszą rybą słodkowodną w Polsce. W ubiegłym roku wzrost konsumpcji pstrąga na jednego Polaka wzrósł z 390 do 440 g. W dalszym ciągu niestety statystyczny polski konsument spożywa posiłek z rybą rzadziej niż raz w tygodniu; sięganie po ryby tłuste następuje przeciętnie 5-krotnie rzadziej niż się zaleca, a przecież wystarczy tylko spożycie tej ryby w ilości nie mniejszej niż 28 g (tygodniowo 196 g), by zrealizować zapotrzebowanie na kwasy omega-3!

Według danych GUS konsumpcja ryb spada ostatnio we wszystkich rodzinach, poza rodzinami osób prowadzących działalność gospodarczą. Oprócz powyższych czynników powodujących wartości przedstawionych danych, istotny jest na pewno problem dostępności „bezpiecznych" ryb w restauracjach, smażalniach czy barach. W celu większych zarobków sprzedawcy potrafią przekonywać, że ryba została dopiero co wyłowiona z Bałtyku – nawet gdy określony gatunek nie występuje w naszym morzu... Wiele rekomendowanych restauracji ma w ofercie ryby mrożone, a to, że są limity na dorsza i inne ryby, nie ma znaczącego wpływu na rynek polski, bo ok. 80 proc. polskiego rynku to ryby z importu.