Najwyższe stopy zwrotu na rynku nieruchomości, według specjalistów z Home Brokera, przynoszą dziś lokale użytkowe. Zyski z takich inwestycji przynoszą roczne zyski rzędu 8 proc., a w najdroższych lokalizacjach, gdzie nie ma problemu z najemcami, rentowność ze względu na wysokie ceny nieruchomości może sięgnąć 5–6 proc., z kolei w bardziej ryzykownych miejscach 9–10 proc. w skali rocznej. – Jednak inwestowanie na tym rynku wymaga sporego kapitału, zwykle co najmniej 1 mln zł. Ponadto podaż tego rodzaju inwestycji jest bardzo niska, a do tego finansowanie kredytem jest droższe i wymaga znacznie większego wkładu własnego niż na rynku mieszkaniowym – zauważa Bartosz Turek z Lion's Banku.
Ryzykowne działki rolne
Najpopularniejsze pozostają więc mieszkania na wynajem. Są znacznie tańsze niż lokale użytkowe – średnio dwupokojowy lokal w Warszawie kosztuje ok. 300–400 tys. zł. A można na nich przeciętnie zarobić ok. 5,5 proc. w ciągu roku. – Ale wbrew obiegowej opinii nie jest to wcale łatwy sposób na zarobek. Poza powszechną, choć coraz bardziej bezpodstawną, obawą o możliwość zniszczenia lokalu lub trudności z pozbyciem się nierzetelnego najemcy nie można też zapomnieć o czasochłonności procesu zarządzania mieszkaniem na wynajem. Chodzi tu nie tylko o kwestie związane ze znalezieniem nieruchomości, jej zakupem i przygotowaniem do wynajmu, ale też okresowym szukaniem najemców, monitorowaniem płatności, regulowaniem zobowiązań czy reagowaniem w sytuacjach awaryjnych – wylicza Bartosz Turek.
Zdaniem analityków z Lion's Banku w przypadku mieszkań czy lokali użytkowych potencjalne do uzyskania stopy zwrotu są od pewnego czasu stabilne. Spadła natomiast o 1 pkt proc. średnia stopa zwrotu z najmu pokoi hotelowych, na których obecnie zarobimy ok. 6–9 proc. w skali roku.
Według Bartosza Turka sporo da się zarobić na cesji praw mieszkań na rynku pierwotnym, czyli kupnie lokum w budowie lub nawet w planach i odsprzedaży po wyższej cenie po ukończeniu projektu. Ale ta gra w dziś jest nadal ryzykowna.
– Mechanizm ten teoretycznie wymaga wniesienia jedynie 10–20 proc. wartości nieruchomości, ale jeśli nie uda się znaleźć wtórnego nabywcy, który za mieszkanie zapłaci więcej, to trzeba dopłacić resztę, a brak finansowania skutkować może utratą wcześniej wpłaconej kwoty – zauważa Bartosz Turek.