K.M.: Zgadzam się z kolegami. Uważam, że potencjał spadków nie został jeszcze wyczerpany. Krótkie pozycje powinny dać zarobić.
Ostatnie lata przestały być łaskawe dla posiadaczy złota. Od historycznego szczytu z 2011 r. (1943 dolary za uncję) metal przeceniono o 45 proc. Co dalej?
M.B.: Złoto przestało być postrzegane przez inwestorów jako „bezpieczna przystań". Przestrzeń do spadków cen nadal istnieje. Wzrost stóp procentowych i rentowności obligacji skarbowych w USA powinny przyczyniać się do spadków cen kruszcu w 2016 r. Okrągły poziom 1000 dolarów za uncję może zostać naruszony.
M.K.: Główny trend spadkowy cen złota nie jest zagrożony. Sądzę, że w najbliższych miesiącach ceny spadną poniżej psychologicznej bariery 1000 dolarów za uncję, a pod koniec 2016 r. znajdą się w okolicach 900 dolarów. Wcale nie jest pewne, czy 2017 r. przyniesie odbicie. Nie dostrzegam czynników, które mogłyby odwrócić dotychczasowe tendencje.
K.M.: Jedyny argument dla byków to bardzo silny spadek liczby długich pozycji spekulacyjnych na rynku złota. To może być jakiś pretekst do odbicia cen, choć myślę, że jest na nie zbyt wcześnie.
K.W.: Na rynku złota nie należy spodziewać się dużych wahań. Złoto było, jest i będzie gwarancją ochrony kapitału, co można dobrze zaobserwować po działaniach banków centralnych, które zwiększają swoje rezerwy na rzecz walut, które podlegają mocnym wahaniom, szczególnie w okresie mocnych zawirowań na rynkach finansowych. Dlatego prognozujemy, że ceny złota będą się utrzymywać powyżej 1000 dolarów za uncję.
Przejdźmy do rynków akcji. Co dalej z GPW?
K.M.: Mam wątpliwości, czy w 2016 r. warto zainwestować na GPW, szczególnie w segment blue chips. WIG20 jest zdominowany przez spółki kontrolowane przez Skarb Państwa, co wiąże się z ryzykiem politycznym. Ogromną niewiadomą A.D. 2016 będzie kwestia przewalutowania kredytów frankowych. W czarnym scenariuszu może się okazać, że po przewalutowaniu polskie banki nie wykażą zysku. Ciężarem pozostanie branża energetyczna, która (prawdopodobnie) zostanie obciążona kosztami ratowania górnictwa. Ten splot niekorzystnych czynników sprawi, że na GPW raczej nadal nie będzie napływał kapitał zagraniczny.
M.K.: Jedyna rozsądna strategia na przyszły rok to selektywne kupowanie spółek dywidendowych. Obawiam się, że zagranica będzie nadal omijać Warszawę szerokim łukiem, co nie wróży dobrze zwłaszcza WIG20. Politycy dyktują warunki na GPW, co nie może podobać się poważnym graczom.
M.B.: Jest za wcześnie, aby liczyć na pozytywny przełom na GPW. Jeśli koniecznie chcemy inwestować na polskiej giełdzie, to polecałbym akcje wyselekcjonowanych mniejszych spółek.
K.W.: Nie podzielam pesymizmu przedmówców. Uważam, że w 2016 r. WIG będzie znajdował się powyżej poziomów obserwowanych obecnie, ponieważ polskie akcje zostały w ostatnim okresie mocno przecenione. Oczekujemy, że nastawienie inwestorów do giełd rynków wschodzących będzie stopniowo się poprawiać. Wyceny wskaźnikowe mówią same za siebie. Wskaźnik C/Z dla WIG to obecnie 14,3 i znajduje się on poniżej historycznej średniej. Ponadto spodziewane przyspieszenie tempa wzrostu PKB w drugiej połowie 2016 r. powinno przyczynić się do poprawy wyników finansowych giełdowych spółek, szczególnie tych z wysoką ekspozycją na eksport, które dodatkowo skorzystają na europejskim programie QE. Natomiast zaostrzenia polityki monetarnej przez Fed nie należy się bać, ponieważ w okresie podwyżek stóp warszawski parkiet dobrze radził sobie w większości przypadków. W czasie cyklu podwyżek stóp w USA między czerwcem 1999 a majem 2000 r. WIG wzrósł o 16,3 proc., a podwyżkom stóp z okresu czerwiec 2004–czerwiec 2006 towarzyszył wzrost tego indeksu o 69,7 proc. Znacznie spadł on jedynie w cyklu podwyżek trwającym od stycznia 1994 do stycznia 1995 r., jednak był to okres po pęknięciu bańki spekulacyjnej.
Czy nadal warto inwestować na Wall Street? Hossa tam ma jeszcze potencjał?
M.B.: Wyceny wskaźnikowe S&P 500 są porównywalne do tych z 2006 r., a więc zrobiło się dość drogo. Jeśli hossa ma trwać, to amerykańskie spółki muszą pokazać adekwatne, solidne wyniki finansowe.
K.W.: Za oceanem spodziewam się kontynuacji wzrostu notowań głównych indeksów giełdowych. Kondycja amerykańskiej gospodarki stopniowo się poprawia, szczególnie na rynku pracy. Dalszy spadek stopy bezrobocia spowoduje większą presję na wzrost płac, co wzmocni siłę nabywczą konsumentów. Tym samym istnieje potencjał do dalszej poprawy wyników finansowych amerykańskich spółek. Wskaźnik C/WK, na który inwestorzy bardziej zwracają uwagę przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych, jest obecnie notowany na poziomie 2,7, czyli poniżej mediany, co oznacza, że amerykański rynek nie jest przewartościowany.
M. K.: Nie ma historycznej korelacji, sugerującej, że pierwsza w danym cyklu podwyżka stóp w USA wyznacza szczyt hossy na Wall Street. Pamiętajmy, że z Fedu płynie optymistyczne przesłanie: podnosimy stopy, ponieważ gospodarka wychodzi na prostą. W 2016 r. zobaczymy nowe rekordy na amerykańskich indeksach, choć nie liczyłbym na fajerwerki. Zwróćmy uwagę, że amerykańskie spółki „siedzą na gotówce". Zwyżki mogą więc napędzać m.in. skupy akcji własnych (buy back) oraz hojne wypłaty dywidend.
A może zamiast na USA warto postawić na giełdy w Europie?
M.B.: To zdecydowanie ciekawszy kierunek od Ameryki. Mam na myśli przede wszystkim niemiecki DAX.
M.K.: Zgadza się. Europejskie parkiety zyskają więcej niż amerykańskie. Najlepszy kierunek to główny indeks giełdy we Frankfurcie, który ma szansę na nowe rekordy.
K.W.: Także uważam, że spośród europejskich indeksów pozytywnie może się wyróżnić zwłaszcza niemiecki DAX. Spółki z tego indeksu będą głównym beneficjentem funkcjonującego obecnie programu QE, dlatego DAX ma szansę wejść na nowe historyczne maksima.
K.M.: Przeważanie wybranych parkietów strefy euro względem USA jest rozsądną strategią. Oprócz niemieckiego DAX, zwróciłbym uwagę na hiszpański IBEX-35 czy włoski FTSE-MIB.
[email protected]