W 2030 r. Rosja będzie krajem, w którym nikt nie będzie się przejmował tym, ile będą wynosiły danego dnia cena ropy i kurs dolara – przekonuje rosyjski minister rozwoju gospodarczego Aleksiej Uliukajew. Jak na razie jednak wymienione przez niego dwa wskaźniki mają prawo wywoływać niepokój u milionów zwykłych Rosjan. Kurs rubla zaliczył w tym tygodniu kolejny rekord słabości. Za 1 dolara płacono blisko 86 rubli, najwięcej od denominacji z 1998 r. Od początku roku rosyjska waluta osłabiła się wobec amerykańskiej o blisko 13 proc., przez trzy miesiące o około 25 proc., a od jesieni 2013 r. (początku kryzysu politycznego na Ukrainie) o ponad 60 proc. Rubel tracił zarówno z powodu sankcji, recesji, jak i przez wielką przecenę na rynku naftowym. Zbyt silne uzależnienie kraju od rynków surowcowych stało się jego przekleństwem. – Przegraliśmy jako kraj. Era węglowodorów to już przeszłość, ale bynajmniej nie dlatego, że kończy się ropa. Epoka kamienna też nie skończyła się dlatego, że zabrakło kamieni. Ale to już końcówka. Zostało może jeszcze jakieś dziesięć lat – mówił ponad tydzień temu German Gref, prezes Sbierbanku, największego rosyjskiego banku. Przewidywał wówczas, że jeśli cena ropy zbliży się do 25 USD za baryłkę, dolar będzie kosztował więcej niż 80 rubli. Okazał się zbyt wielkim optymistą.
Pękająca fasada
Połowa stycznia była dla rosyjskiego rynku okresem gorszym niż pierwszy tydzień po rozpoczęciu aneksji Krymu. Denominowany w rublach indeks Micex spadł od początku roku o blisko 5 proc., ale dolarowy indeks RTS stracił prawie 11 proc. (do czwartkowego zamknięcia 17 proc.). Akcje Gazpromu straciły od początku roku na moskiewskiej giełdzie ponad 8 proc., papiery Rosnieftu prawie 10 proc., akcje banku VTB spadły o 15 proc.
O ile w 2015 r. rosyjska giełda była zadziwiająco odporna na spadek cen ropy, recesję i międzynarodowe wstrząsy (Micex wzrósł aż o 26 proc.), to w 2016 r. stała się bardzo wrażliwa na naftową przecenę. Rosja zaczęła wreszcie być traktowana jako jeden z bardziej ryzykownych rynków wschodzących.
– Gdy najbardziej pesymistyczne scenariusze naftowe zaczynają się realizować, prawdopodobnie wielu analityków zacznie obcinać swoje prognozy dotyczące Rosji. Są oczywiście sektory rosyjskiego rynku, które poradzą sobie pewnie lepiej podczas tej burzy niż inne, ale ogólne perspektywy wyglądają kiepsko – twierdzi Paweł Łaberko, zarządzający funduszem w Union Bancaire Privee.
– Spółki na rosyjskim parkiecie w większości prowadzą działalność bezpośrednio powiązaną z cenami surowców lub uzależnioną od kondycji rosyjskiego popytu wewnętrznego. Tak więc przecena ropy wpływa na rosyjskie akcje. Jednak warto zwrócić uwagę na fakt, że dodatnia korelacja pomiędzy cenami surowców a wyceną rosyjskich akcji słabnie od połowy ubiegłego roku – mówi „Parkietowi" Łukasz Wardyn, dyrektor na Europę Wschodnią w CMC Markets.