Przez światową gospodarkę przetacza się kolejna fala łagodzenia polityki pieniężnej. Fed, który w grudniu po raz pierwszy od 2006 r. podniósł stopy procentowe i zasygnalizował, że będzie kontynuował zaostrzanie polityki pieniężnej w tym roku, jest coraz bardziej osamotniony. Coraz więcej jest głosów, że tamta decyzja była błędem, którego kosztem jest aprecjacja dolara, psująca koniunkturę w amerykańskiej gospodarce. Fed rzeczywiście może zapomnieć o kolejnych podwyżkach, a nawet rozważyć ich obniżkę?
Marc Chandler:
Przewodnicząca Fedu Janet Yellen ewidentnie nie uważa, że podwyżka stóp była błędem. Z czym trudno polemizować, bo przy stopie bezrobocia w USA na poziomie 4,9 proc. podwyżka kosztu kredytu z 0,25 do 0,5 proc. to żadna podwyżka.
W swoich ostatnich wystąpieniach Yellen faktycznie sugerowała, że kolejny taki ruch może się odsunąć w czasie, ale tłumaczyła to nie aprecjacją dolara, ale zawirowaniami na rynkach finansowych. A te turbulencje rozpoczęły się kilka tygodni po grudniowej podwyżce stóp i nie są, jak mogą uważać krytycy Fedu, jej skutkiem. Są związane z obawami dotyczącymi Chin, z napięciami na Bliskim Wschodzie, z kondycją europejskich banków itd. I choć amerykańska gospodarka ma za sobą słaby IV kwartał ub.r., wszystko wskazuje na to, że na początku tego roku odzyskała wigor. Jeśli sytuacja na rynkach wkrótce się uspokoi, a tego się spodziewam, to Fed będzie mógł wrócić do zaostrzania polityki pieniężnej, choć raczej w czerwcu niż w marcu.
Teza, że pod wpływem aprecjacji dolara Fed zrezygnuje z zaostrzania polityki pieniężnej, to pochodna innego rozpowszechnionego poglądu: że na świecie toczy się „wojna walutowa", tzn. banki centralne łagodzą politykę pieniężną, aby osłabiać swoje waluty, a Fed tę wojnę jakoby przegrywa.