We wrześniu minęło 15 lat od zakończenia jego produkcji, dziś jest już klasykiem, docenianym przez coraz młodsze pokolenia kierowców. Dla mojego pokolenia, 40-latków, „Maluch" był nieodłącznym towarzyszem dzieciństwa, ale i wchodzenia w dorosłość. W nim jeździłem z rodzicami nad morze (z górą walizek na dachowym bagażniku, w nim uczyłem się jeździć i zdawałem na prawo jazdy, nim wreszcie jeździłem na pierwsze randki. Choć więcej niż skromny gabarytami, gdy trzeba okazywał się zaskakująco pojemny i wygodny.

Fiat 126p, obiekt wielu złośliwych żartów, ale i gorących pragnień, był produkowany w Polsce 27 lat. Ostatni zjechał z linii produkcyjnej 22 września 2000 roku, był żółty i od razu trafił „na emeryturę" w muzeum Fiata w Turynie. W sumie w tym czasie, w zakładach w Bielsku-Białej i Tychach, wyprodukowano 3 318 674 sztuk tych małolitrażowych samochodów. Pierwsza cena została ustalona na poziomie ówczesnych 69 tysięcy zł, co równało się wtedy mniej więcej 20 średnim pensjom. Na giełdach jednak płacono za niego nawet 110 tysięcy zł. Według rankingu z 1976 roku, zrobionego przez niemiecki „Auto Motor und Sport", Fiat 126 był wówczas najtańszym w zakupie i eksploatacji samochodem w Europie w klasie aut małych. Przez wiele lat to skromne autko, z dwucylindrowym silnikiem o pojemności 594 cm3 i mocy 23 KM, był najczęściej spotykanym samochodem na polskich drogach.

Cieszy to, że moda na „Maluchy" wraca. Na przykład w Otwocku działa nieformalny fanklub tego modelu i aut wciąż przybywa. – O „Maluchu" marzyłem od dawna. Mój tata miał dokładnie takiego jak ja dziś, czerwonego. Bardzo go lubiłem i gdy go sprzedał, obiecałem sobie, że kiedyś sam sobie kupię takie auto. Oszczędzałem długo i szukałem dobrej oferty, aż wreszcie trafiłem na mojego „Czerwoniaka". To rocznik 1999. Był w znakomitym stanie, z niedużym przebiegiem i właściwie nic nie musiałem przy nim robić – opowiada Michał Bakuła z Otwocka. – Oczywiście trochę go „podbajerzyłem", dodając osłonki na wycieraczki, sportowe siedzenia i gadżety z epoki, ale nie robiłem żadnego tuningu, przeróbek zawieszenia. To w zasadzie oryginał.

Jeśli chcecie trafić w poczet „maluchomaniaków", nie będzie z tym większego problemu. Oferta rynkowa jest wciąż niezwykle szeroka. Bez problemu znajdziemy egzemplarze za dosłownie kilkaset złotych, zazwyczaj z końca lat 90., ale są także wychuchane perełki za 15–20 tys. zł. Szukajcie, a będzie wam dane.

[email protected]