Działania i deklaracje banków centralnych wciąż przykuwają uwagę inwestorów, ale ich reakcje są wyjątkowo spokojne, szczególnie w kontekście zapowiadanego przez Fed rozpoczęcia ograniczania sumy bilansowej.
Normalizacja w amerykańskiej polityce pieniężnej
Jeszcze zanim inwestorzy zdążyli przetrawić liczne deklaracje przedstawicieli Rezerwy Federalnej, które sypały się obficie w poprzednim tygodniu, pojawiły się nowe, istotne wątki dotyczące amerykańskiej polityki pieniężnej. Okazją ku temu była publikacja protokołu z poprzedniego posiedzenia Fedu. Wynikało z niego dość jasno, że wśród decydentów panowała zgodność co do tego, że jeszcze w tym roku należy zacząć redukować sumę bilansową banku centralnego. Do tej pory perspektywa tej operacji nie była aż tak jednoznacznie określona, a myślenie o niej stanowiło źródło obaw znacznie poważniejszych niż postępujące powoli podwyższanie stóp procentowych. Trudno się temu dziwić, mając w pamięci, że w ciągu ostatnich dziewięciu lat bilans Fedu wzrósł za sprawą skupu obligacji i innych aktywów z niespełna biliona do 4,5 bln USD. Wszystko wskazuje jednak na to, że proces jego redukowania nie wywoła wstrząsu na rynkach finansowych, a strach przed jego rozpoczęciem nie zdążył narobić zamieszania. Fed próbuje rozładować związane z tym napięcie, zapewniając, że operacja będzie przeprowadzana w sposób przewidywalny i ostrożny, w formie pasywnej, co oznacza, że będzie się ograniczała do zaniechania reinwestowania środków pochodzących z wykupu zapadających papierów. Można więc przypuszczać, że cały ten proces będzie trwał równie długo, jak pompowanie bilansu w poprzednich latach, a w razie perturbacji zawsze będzie można nim sterować, w zależności od sytuacji na rynkach i w gospodarce. To oczywiste, że pośpiech nie będzie w tej kwestii wskazany i świadomość tego faktu towarzyszyła inwestorom od dawna, łagodząc obawy. Nie jest jednak oczywiste, w jaki sposób zmniejszanie bilansu Fedu będzie skorelowane z cyklem podwyższania stóp procentowych. Logiczne wydawałoby się jego spowolnienie. Być może wspomniany wcześniej szum wynikający z wypowiedzi przedstawicieli Fedu, w którym słychać było głosy o możliwości dokonania czterech podwyżek w tym roku, z jednej strony miał być testem dla rynków, z drugiej zaś miał tworzyć przestrzeń do wycofania się z bardziej radykalnych deklaracji, co nie zakłócając cyklu podwyżek, mogłoby tworzyć wrażenie łagodzenia podejścia.
To na razie tylko spekulacje, a tym, co jest bardziej uchwytne, są reakcje inwestorów na to, czego się dowiedzieli. Dollar Index od końca marca niewzruszenie trzyma się okolic 74 pkt i publikacja treści protokołu Fedu nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Kurs euro nieco wyraźniej poszedł w dół dopiero w miniony czwartek, ale to nie efekt informacji zza oceanu, lecz deklaracji Mario Draghiego, który stwierdził, że nie widzi powodu, by odchodzić od dotychczasowej luźnej polityki EBC. Potwierdził więc wcześniejsze stanowisko i dał odpór sugestiom Jensa Weidmanna z Bundesbanku, który dostrzega potrzebę ograniczenia skali programu skupu obligacji. Niepokoju nie widać było w przypadku walut rynków wschodzących, których notowania od środy zmieniały się w bardzo niewielkim zakresie. Nic szczególnego się nie działo na rynku obligacji skarbowych. Spadkowa tendencja rentowności amerykańskich dziesięciolatek wyhamowała po publikacji protokołu z posiedzenia Fedu, ale nie poszła w górę, oscylując wokół 2,33 proc., czyli poziomu najniższego od końca lutego. Tylko przez chwilę bardziej nerwowo było na Wall Street, gdzie w środę pod koniec dnia indeksy poszły w dół. Ostatecznie spadki nie były duże, sięgając 0,2–0,3 proc., a już w czwartek zostały skorygowane. W przypadku S&P 500 i Dow Jonesa korekta przechodzi w trwający od ośmiu sesji ruch boczny, nie sygnalizując chęci pogłębienia zniżki. W kontekście amerykańskiego rynku akcji interesującym wątkiem są pojawiające się już kolejny raz opinie przedstawicieli Fedu o jego przewartościowaniu. Na razie są one przez inwestorów ignorowane, ale mogą wpłynąć jeśli nie na pogorszenie nastrojów, to co najmniej na wyhamowanie ochoty na bicie kolejnych rekordów.