Globalna hossa nie ominęła Azji. Widzimy np., że jakiś czas temu tokijski indeks Nikkei 225 sięgnął najwyższych poziomów od ponad 20 lat. Jak długo może jeszcze potrwać w Azji ten rynek byka?
Azjatyckie rynki mogą iść w górę jeszcze przez dłuższy okres. Fundamenty są tam przecież silne. Spodziewamy się, że wzrost gospodarczy w regionie Azji Wschodniej wyniesie w tym roku i w przyszłym po około 6 proc. W systemie finansowym wciąż jest bardzo dużo płynności. O ile amerykański Fed podnosi stopy procentowe, o tyle realne stopy w USA są wciąż ujemne. Europejski Bank Centralny wciąż drukuje pieniądze, Bank Japonii też nadal to robi, więc warunki, jeśli chodzi o politykę pieniężną, wciąż są dosyć luźne. Wyniki spółek się poprawiają. Przez pierwsze trzy kwartały tego roku większość azjatyckich spółek albo miała zyski lepsze od prognoz, albo przynajmniej zgodne z prognozami. Gdy weźmiemy wszystkie te czynniki razem oraz uwzględnimy to, że ceny ropy pozostają na ładnym poziomie 60 USD za baryłkę, dobrym zarówno dla importerów, jak i dla producentów ropy, to okazuje się, że znajdujemy się w sytuacji, która powinna wspierać rynki.
A inwestorzy przestali się już przejmować spowolnieniem gospodarczym w Chinach...
Chińska gospodarka rzeczywiście zwalnia. Kiedyś rosła o ponad 10 proc. rocznie, teraz o około 6,5 proc. rocznie, a po 2025 r. wzrost może zwolnić do poziomu 5,5–6 proc. rocznie i utrzymać takie tempo przez kilka kolejnych dekad. Chińczycy skupiają się teraz bardziej na jakości wzrostu gospodarczego niż na jego szybkości. O ile więc tempo wzrostu zwolniło, o tyle jego jakość się poprawiła. Wzrost ma teraz szersze podstawy, nie opiera się już w tak dużym stopniu jak dawniej na eksporcie i sektorze nieruchomości.
Widzimy jednak, że chińskie indeksy takie jak Shanghai Composite czy CSI 300 radziły sobie w tym roku gorzej w porównaniu z innymi indeksami z rynków wschodzących.