W czwartek obchodził 23. urodziny. Patrząc na chłopaka przykutego do łóżka, trudno uwierzyć, że jeszcze parę lat temu był jednym z najbardziej utalentowanych i perspektywicznych piłkarzy w Holandii, któremu wróżono wielką karierę.
– Wciąż potrzebuje stałej opieki, nie jest w stanie samodzielnie wykonywać większości czynności, ale reaguje. Komunikuje się z nami, marszcząc brwi i je unosząc. Nie było go długo, ale wie, gdzie jest, wrócił do znajomego miejsca. Może jeść, ogląda nawet mecze – opowiadał w holenderskiej telewizji brat piłkarza Abderrahim.
Piłka do poduszki
Appie, jak go nazywano, urodził się w muzułmańskiej rodzinie. Jego przodkowie przyjechali tu z Maroka. Futbolem żył 24 godziny na dobę. Na podwórku ogrywał dużo starszych od siebie. Do domu trzeba go było zaciągać siłą. Z piłką nie rozstawał się nawet podczas snu.
Do akademii Ajaksu trafił jako siedmiolatek. – Wyróżniał się na tle innych, był kreatywny – wspomina jego trener, były reprezentant Holandii Wim Jonk. Obserwując jego grę, miało się pewność, że futbol sprawia mu ogromną przyjemność. Trenerzy zachwycali się jego umiejętnościami, kibice śpiewali o nim piosenki, jeszcze zanim zadebiutował w dorosłej drużynie.
Kiedy wreszcie dostał szansę, wchodząc w meczu Pucharu Holandii z Willem II z ławki rezerwowych, dał próbkę swoich możliwości. Minął kilku rywali, wywalczył rzut wolny, poprosił doświadczonego Lasse Schoene o zgodę na jego wykonanie i strzelił tak precyzyjnie, że bramkarz nie miał szans na obronę.