Co oznacza spadek CAPE?
Oznacza to, że CAPE dla polskiego rynku (MSCI Poland) spadł nawet poniżej dołka z lutego 2009 roku (9,8 na koniec miesiąca). Jest też niżej niż w styczniu 2016 roku (ok. 10), po krachu na rynkach wschodzących. Te dwa punkty w czasie były do tej pory najniżej położonymi w całej historii tego wskaźnika.
Zastanówmy się nad różnymi implikacjami tego faktu. Jak pokazujemy na rys. 2, tak skrajnie niskie wyceny zapowiadały bardzo solidne stopy zwrotu w horyzoncie 12-miesięcznym (zwłaszcza przypadek z 2009 roku), a szczególnie w 24-miesięcznym (oba historyczne przypadki). Ewidentnie tak niskie poziomy CAPE oznaczały silne przereagowanie rynku akcji i wkalkulowanie czarnego scenariusza gospodarczego w ceny. Wraz z późniejszym wychodzeniem gospodarek z opresji wyceny były dla odmiany rewidowane przez rynek mocno w górę, co zaowocowało pokaźnymi stopami zwrotu.
Historia nie daje natomiast jasnej wskazówki co do rozwoju wydarzeń w krótszym horyzoncie inwestycyjnym. Zwróćmy uwagę na przypadek z 2016 roku, gdy notowania jeszcze przez dziesięć miesięcy szorowały po dnie, zanim doszło do definitywnego ożywienia.
Zauważmy jeszcze, że spadek CAPE do rekordowo niskiego pułapu nie odbył się tylko na skutek pandemii. Wyceny polskich akcji mierzone tym wskaźnikiem stopniowo, konsekwentnie osuwały się już od ponad dwóch lat (wtedy CAPE był jeszcze najwyżej od sześciu lat). Zaważył na tym szereg powszechnie znanych dolegliwości, takich jak brak popytu (odpływy z funduszy inwestycyjnych, niekończąca się transformacja OFE) czy też duża waga spółek kontrolowanych przez państwo.
Miejmy nadzieję, że zejście CAPE do tak niskich poziomów nie jest wyrazem długofalowego strukturalnego zdegradowania polskich akcji w oczach globalnego kapitału. Warto odnotować, że GPW dołączyła do najniżej wycenianych rynków na świecie. Niższe wskaźniki CAPE mają obecnie tylko dwa kraje z zestawienia Barclays: Rosja (7,6) i Turcja (7,4). Nie wiadomo, czy z tego faktu się cieszyć, czy raczej opłakiwać go, bo oba te rynki już od lat są wyceniane ze sporym dyskontem względem dojrzałych giełd z powodu rozmaitych specyficznych czynników ryzyka. Trudno w ich przypadku mówić więc o jakiejś okazji. Niektórzy określają je wręcz jako „value trap", czyli sytuację, w której pozornie niskie wyceny są raczej pułapką. Dlatego dołączenie Polski do tego „elitarnego" grona może martwić – miejmy nadzieję, że jest to chwilowy epizod, tak jak w poprzednich historycznych przypadkach (2009, 2016).