Inflacja zbiera siły przed dalszym wzrostem – sądzą analitycy. – Szybki szacunek GUS wskazuje, że w lipcu inflacja wyniosła 15,5 proc., czyli dokładnie tyle samo, co w czerwcu. To jednak nie oznacza zmiany trendu, a inflacja może dalej rosnąć – podkreśla Paweł Majtkowski, analityk rynków eToro w Polsce. Zauważa, że za wyhamowanie wzrostu inflacji opowiadają m.in. spadki cen benzyny. Wzrastały natomiast ceny innych nośników energii, w tym węgla. Wzrost w lipcu po raz kolejny odnotowały także ceny żywności.
– Obecny odczyt nie oznacza, że mamy już za sobą szczyt inflacji. Ten jest jeszcze przed nami, a najwyższy poziom osiągnie ona w I kwartale 2023 r. i może przekroczyć nawet 20 proc. Ostateczna jego wysokość zależy w dużej mierze od czynników zewnętrznych, z których najważniejszym pozostają ceny energii na świecie. Na ten moment jest to też obszar największej niepewności związanej z prognozowaniem inflacji.
Również Tomasz Rzeski, Country Sales Manager Oddziału Inbank w Polsce, zauważa, że inflacja wciąż pozostaje na bardzo wysokim poziomie i stan ten potrwa zapewne do pierwszego kwartału przyszłego roku, choć w tej kwestii prognozy są zróżnicowane. Przedstawiciele Narodowego Banku Polskiego zakładają, że szczyt dynamiki wzrostu cen będzie miał miejsce tego lata, ale jednocześnie ekonomiści banku centralnego w swoich opracowaniach kreślą scenariusze bardziej pesymistyczne, czyli dalszy wzrost inflacji, utrzymujący się do początku 2023 r., w najgorszym wariancie, z przejściowym skokiem nawet do 27 proc. – Aż tak źle raczej nie będzie, ale z dłuższym utrzymywaniem się inflacyjnej presji należy się liczyć. Tym bardziej że międzynarodowe instytucje finansowe także przewidują, że inflacja w Polsce będzie w przyszłym roku należała do najwyższych wśród krajów Unii Europejskiej. Komisja Europejska szacuje, że średnioroczna inflacja w 2023 r. wyniesie u nas 9 proc. Z tego można wnioskować, że po skoku w pierwszych miesiącach przyszłego roku, zacznie szybciej spadać. Jednocześnie powszechne jest wśród ekonomistów oczekiwanie recesji w światowej gospodarce, zaś w Polsce znaczne spowolnienie tempa wzrostu PKB – podsumowuje. I zauważa, że rynki finansowe taki scenariusz już dyskontują.
Nowe obligacje
W co zatem w takiej sytuacji inwestować, gdzie oszczędzać? – Indeksy giełdowe zniżkują po ponad 20 proc., a więc znajdują się w obszarze bessy. Tu więc zarobić się nie da, a ryzyko wciąż pozostaje wysokie. Rosnące do niedawna mocno ceny surowców znalazły się ostatnio także w fazie znaczącej spadkowej korekty, a rynek ten jest dostępny jedynie dla nielicznych inwestorów. Ceny obligacji skarbowych zarówno na świecie, jak i w Polsce ulegają sporym wahaniom, co utrudnia podejmowanie decyzji o lokowaniu oszczędności w funduszach papierów dłużnych. Inwestycje w waluty także są obarczone sporym ryzykiem, biorąc pod uwagę, że dolar jest najdroższy od 20 lat, a ostatnio nieco traci na wartości – wylicza Tomasz Rzeski.