Niemniej indeksy na Wall Street zdołały się wczoraj „wybronić” kończąc handel na niewielkich plusach. Sztuka ta nie udała się jednak w Azji – zarówno japoński Nikkei, jak i chiński Shanghai Composite odnotowały ponad 1 proc. spadki. Wyraźną przecenę notuje także rynek surowców, co ujemnie wpływa na tzw. „commodities currencies”, takie jak dolar kanadyjski, australijski, czy nowozelandzki.
Dzisiaj kluczowym wydarzeniem będzie publikacji danych o wzroście amerykańskiego PKB w II kwartale, którą poznamy o godz. 14:30. To już drugi odczyt – pierwszy pozytywnie zaskoczył (gospodarka skurczyła się tylko o 1 proc.). Teraz jednak nie będzie już tak dobrze (szacunki mówią o spadku o 1,5 proc.). Gorszy odczyt przełoży się na kontynuację korekty na giełdach. O tej samej porze poznamy też dane o cotygodniowym bezrobociu w USA. Prognoza to 565 tys. i tylko wyraźnie wyższy odczyt mógłby pogorszyć nastroje. O godz. 10:06 za euro płacono średnio 1,4239 USD.
W kraju warto zwrócić uwagę na wypowiedź prof. Jana Czekaja z Rady Polityki Pieniężnej. Jego zdaniem wzrost gospodarczy w II kwartale mógł przekroczyć 0,5 proc. r/r (oficjalne dane poznamy jutro o godz. 10:00). W opinii profesora III kwartał może być jednak nieco gorszy.
Przestrzegł on także przed wzrostem inflacji, która na koniec roku może wynieść 4,0 proc. r/r (w lipcu było to 3,6 proc. r/r).
[b]EUR/PLN:[/b] Dzienny MACD zaczyna potwierdzać zwyżkę, co jest niebezpiecznym sygnałem, który może sugerować rozwinięcie się fali wzrostowej. Drugim czynnikiem jest potencjalna formacja podwójnego dna w okolicach 4,0650-4,0750. Czy, zatem mamy gwarancję wzrostu euro do 4,20 w ciągu kilku dni? Niekoniecznie. Do sforsowania pozostaje wciąż kluczowy poziom 4,13, gdzie przebiega średnia 15 sesyjna. Dopiero jego wyraźne naruszenie otworzy drogę do realizacji w/w scenariusza. Natomiast spadek poniżej 4,10 do wieczora doprowadziłby do jego zanegowania.