W kolejnych godzinach było jednak już dość spokojnie, a złoty nawet nieco zyskał. W efekcie po południu (godz. 16:13) za euro płacono 4,0920 zł, dolar był wart 2,8560 zł, a frank ponownie spadł poniżej 2,70 zł.

Widać wyraźnie, kto tak naprawdę rozdaje karty na rynku złotego. To nie krajowi klienci, tylko inwestorzy z Londynu. A że tamci dzisiaj świętowali, to reszta rynku była jak bez busoli. Bo nadmierne pozbywanie się złotego nie byłoby przecież wskazane, gdyby indeksy na Wall Street dzisiaj wzrosły, a Chińczycy jutro rano odbili się po spadkach.

Ze strefy euro napłynęły dzisiaj szacunki na temat sierpniowej inflacji HICP – wskaźnik obniżył się tylko o 0,2 proc. r/r, wobec prognozowanych -0,3 proc. r/r. Okres deflacji dobiega jednak pomału do końca – w lipcu HICP spadał o 0,7 proc. r/r. Niewątpliwie wezmą to pod uwagę członkowie Europejskiego Banku Centralnego, którzy zbierają się na posiedzeniu w czwartek. Dla krótkoterminowego obrazu rynku ważniejszy był jednak odczyt indeksu Chicago PMI, który w sierpniu wzrósł do aż do 50 pkt. z 43,4 pkt. w lipcu. Na rynku spodziewano się figury na poziomie 48 pkt. To dobrze wróży przed planowanymi na ten tydzień publikacjami indeksów ISM.

Publikacja indeksu Chicago PMI o godz. 15:45 ożywiła po południu niemrawy rynek dolara. Po południu za euro płacono 1,4315 USD. Dolar stracił więc nieco na wartości, choć z pełną oceną sytuacji , trzeba zaczekać do końca handlu na Wall Street. Ważne będzie też jutrzejsze „rozdanie” na giełdzie w Chinach.

Sporządził: Marek Rogalski – analityk DM BOŚ S.A.