Wprawdzie dynamika chińskiego PKB urosła w ostatnim kwartale ub.r. najwolniej od 2 i pół roku, to jednak odczyt na poziomie 8,9 proc. r/r musi wciąż imponować. Dodatkowo dane były lepsze od prognoz, w których nie wykluczano wyhamowania do 8,7 proc. r/r. Dobre były też pozostałe odczyty – inflacja CPI zmalała w grudniu do 4,1 proc. r/r, produkcja przemysłowa wzrosła w tym okresie o 12,8 proc. r/r, a sprzedaż detaliczna aż o 18,1 proc. r/r. To dowody, iż perspektywy dla chińskiej gospodarki nie są aż tak niepokojące – innymi słowy, rynki mają jeden kłopot z głowy.
W sytuacji, kiedy pesymizm na rynkach jest dość duży, takie lepsze informacje często są wykorzystywane jako pretekst do zbudowania korekty wzrostowej. I tak też stało się teraz. Inwestorzy zignorowali obniżkę ratingu dla funduszu EFSF przez agencję S&P do AA+ - po części dlatego, iż taka opcja wydawała się być w zasadzie oczywista biorąc pod uwagę wcześniejszą obniżkę ratingów dla 9 krajów strefy euro i ryzyko kolejnych cięć w tym roku. Nie oznacza to bynajmniej, że problemu nie ma – wczoraj pisałem o tym, iż EFSF z niższym ratingiem to de facto osłabiona pozycja i tak niskiej „ściany ogniowej" w strefie euro. Wprawdzie Angela Merkel, a wczoraj też szef EFSF, Klaus Regling zapewniali, że niższy rating nie będzie oznaczał zmniejszenia zdolności pożyczkowej funduszu, to nie można wykluczyć, że koszt pożyczek pozyskiwanych na rynku przez EFSF będzie wyższy. Dobrym testem będzie dzisiejsza aukcja półrocznych bonów za 1,5 mld EUR. W grudniu EFSF emitował 3-miesięczne bony za 1,972 mld EUR przy średniej rentowności 0,2222 proc! Czy teraz uda się uzyskać równie dobre wyniki? Nie jest tajemnicą, że EFSF z ratingiem AAA był bardzo atrakcyjnym instrumentem dla inwestorów z Azji, którzy szukali możliwości dywersyfikacji kapitałów. Teraz, kiedy agencja S&P „zajęła się" ratingami, to może się zmienić. Niemniej europejscy decydenci próbują umniejszyć znaczenie opinii wydawanych przez agencje ratingowe („trzeba nauczyć się działania w oderwaniu od ratingów" – szef ECB wczoraj w Parlamencie Europejskim), a wśród analityków można znaleźć tezy, iż zmniejszający się klub „AAA" sprawia, iż trzeba będzie ustalić „nowy benchmark". No dobrze, ale ta nowa rzeczywistość nie będzie już tak wolna od ryzyka... Może dlatego bankowcy wciąż tak mało sobie ufają – wartość depozytów overnight ulokowanych w ECB przekroczyła wczoraj barierę 500 mld EUR (501,9 mld EUR).
Poza emisją bonów przez EFSF dzisiaj czekają nas przetargi krótkoterminowych papierów w Hiszpanii, Belgii i Grecji. Hiszpanie sprzedali papiery za 4,88 mld EUR, ale przy relatywnie niskich rentownościach (odpowiednio 2,049 proc. dla papierów 12-miesięcznych i 2,399 proc. dla papierów o zapadalności za 1,5 roku). Widać jednak i słusznie, że dzisiaj wpływ przetargów na rynek nie będzie aż tak duży. Większość inwestorów wyczekiwała na niemiecki indeks ZEW, który nieoczekiwanie wzrósł w styczniu aż do -21,6 pkt. z -53,8 pkt. w grudniu – czy to sugestia, że niemieccy analitycy rzeczywiście starają się znaleźć jaskółki optymizmu w ostatnich informacjach, jakie napłynęły na rynki? W każdym razie to kolejny argument (dla grających na większe odreagowanie (poza danymi z Chin). Z kolei po południu uwagę przyciągnie odczyt indeksu NY Empire State (godz. 14:30) – w styczniu spodziewany jest jego dalszy wzrost do 11 pkt z 9,53 pkt. w grudniu, ale historia pokazuje, iż jest to wskaźnik cechujący się dość dużą zmiennością, stąd też negatywna niespodzianka nie jest wykluczona.