Kiełkujący w Państwie Środka kryzys płynności na rynku międzybankowym na tą chwilę został ujarzmiony przez złagodzenie stanowiska Ludowego Banku Chin, który choć uważa, że płynność na rynku jest wystarczająca, to wesprze niektóre instytucje mające trudności z pozyskaniem kapitału. Bank będzie także starał się nakierować stopy rynkowe na rozsądne poziomy i uważa, że sezonowe czynniki, które doprowadziły do ostatnich silnych wzrostów stóp międzybankowych, stopniowo ustąpią. Widać jednak, że LBCh nie zamierza całkowicie rezygnować z polityki ograniczania dynamiki kredytowej w kraju, niemniej jednak przyjęcie mniej szokowego podejścia powinno wpłynąć na osłabienie negatywnego wpływu na rynki finansowe.
W dalszej części dnia inwestorzy skupili się na analizie danych fundamentalnych z gospodarki amerykańskiej, a tutaj w każdym przypadku mieliśmy do czynienia z odczytem lepszym od prognoz. Zamówienia na dobra trwałego użytku w maju utrzymywały solidne tempo wzrostu drugi miesiąc z rzędu (3,6% m/m, prog. 3%, poprz. 3,6% m/m), potwierdzając wcześniejsze sygnały płynące z regionalnych indeksów koniunktury. Sprzedaż domów na rynku pierwotnym sięgnęła pięcioletnich szczytów przy wzroście cen domów jednorodzinnych do siedmioletniego maksimum, dodając argumentów za odbudową rynku mieszkaniowego po kryzysie. Na koniec optymizm o siłę gospodarki podsycił najwyższy od 2008 r. odczyt indeksu zaufania konsumentów (81,4, prog. 75,4, poprz. 74,3). Tak pozytywna dawka działała pokrzepiająco na dolara, gdyż wspiera przedstawione w ubiegłym tygodniu prognozy Fed i przemawia za wcześniejszym wygaszaniem QE3. Mimo to aprecjacja USD nie była duża, co nie powinno dziwić, gdyż amerykańska waluta ma już za sobą silny (a raczej mocno przesadzony) rajd i dalsze dynamiczne umocnienie byłoby nieuzasadnione. Trzeba też pamiętać o ostatnich gołębich komentarzach przedstawicieli Fed (Kocherlakota, Fisher), które tonują oczekiwania dotyczące ograniczania programu skupu aktywów. Ze wzrostem zmienności na rynku dolara trzeba będzie teraz poczekać do czasu kolejnych wypowiedzi z Fed (najbliższe w czwartek) oraz kluczowych danych z rynku pracy (5 lipca).
Pomimo wsparcia ze strony kilku czynników, złoty nie był wstanie utrzymać poziomów poniżej 4,30 za euro. Za aprecjacją przemawiał lepszy sentyment na rynkach zewnętrznych, odreagowanie przeceny na rynku długu (spadek rentowności obligacji 10-letnich o 16 pb do 4,43%), a także komentarze z resortu finansów. Wiceminister Wojciech Kowalczyk poinformował, że Bank Gospodarstwa Krajowego od czasu do czasu pojawia się na rynku walutowym, gdy złoty słabnie. Pamiętając, że NBP wciąż czuwa nad rynkiem, jest to kolejny powód hamujący dalsze osłabienie waluty. Dane z Polski nie miały większego wpływu na złotego, ale odczyty z USA w pewnym stopniu zaszkodziły, gdyż wzmocniły oczekiwania na szybsze zakończenie QE3, a to nie jest dobra wiadomość dla rynków wschodzących. Wciąż jednak powrót par złotowych na niższe poziomy nadal powinien nastąpić, choć będzie potrzeba na to więcej czasu. O tym, że ostatnia fala osłabienia nie miała podstaw fundamentalnych, wspominał wczoraj członek Rady Polityki Pieniężnej Andrzej Bratkowski. Nie sposób się z nim nie zgodzić w tej kwestii, tak samo jak z innym jego stwierdzeniem, że lipcowe posiedzenie Rady powinno przynieść ostatnią w tym cyklu obniżkę stóp procentowych o 25 pb.
EUR/PLN: Eurozłoty we wtorek na krótko znalazł się poniżej 4,30 i dziś rano oscyluje bisko 4,33, co sugeruje, że powrót kursu na niższy pułap zajmie nieco więcej czasu. W kolejnych godzinach oczekujemy spokojnego handlu w przedziale 4,31-4,3450.
EUR/USD: Seria dobrych danych z USA wsparła dolara i ostatnie minima EUR/USD na 1,3059 znajdują się teraz pod presją z bardzo możliwym przełamaniem w stronę 1,30. Scenariusz ten zaneguje dopiero wybicie ponad 1,3150/60.