Po pierwsze, inwestorzy będą pozostawać pod wpływem decyzji FOMC – gremialnie oczekiwana podwyżka kosztu pieniądza nie będzie przyciągała takiej uwagi jak styl jej przeprowadzenia. Była już prezes Rezerwy Federalnej Janet Yellen wyspecjalizowała się bowiem w przeprowadzaniu tzw. gołębich podwyżek. Były one bardzo spokojnie przyjmowane przez inwestorów i nie prowadziły do większych rynkowych perturbacji. Teraz jednak szef się zmienił, a członkowie monetarnego gremium stali się nieco bardziej jastrzębi niż wcześniej, więc nie wiadomo, czy dotychczasowy prorynkowy styl zostanie podtrzymany.

Po drugie, Donald Trump ma ogłosić kolejne cła, tym razem na produkty chińskie, które zostały wyprodukowane przy wykorzystaniu „ukradzionej" amerykańskiej technologii. Szczegóły nie są znane. Na razie wiemy tylko tyle, że cła nie będą funkcjonować od razu i na ich ostateczny kształt będą mieli wpływ amerykańscy przedsiębiorcy. Już teraz można jednak powiedzieć, że kolejny wystrzał na protekcjonistycznym froncie nie będzie korzystny dla inwestorów.

Przeprowadzona przez Bank of America/Merrill Lynch marcowa ankieta zarządzających wskazała, że największym ryzykiem dla rynków finansowych nie jest już inflacja czy błędne decyzje bankierów centralnych, ale potencjalna wojna handlowa. Trzecim istotnym czynnikiem mogą być publikowane w czwartek wstępne odczyty wskaźników PMI. W lutym indeksy te dla wielu europejskich krajów spadły bowiem drugi miesiąc z rzędu i nie brakowało wskazówek, że ten niekorzystny trend może być kontynuowany. Warto przede wszystkim wspomnieć o zanotowanym wówczas najniższym od 11 miesięcy wzroście zamówień eksportowych dla strefy euro. Fabryki wygenerowały również niższy popyt na komponenty wykorzystywane przy produkcji, których subindeks wzrósł najsłabiej od siedmiu miesięcy. Przynajmniej częściową tego przyczyną jest przegrzanie koniunktury. Dobrym przykładem jest rynek niemiecki, gdzie wciąż pogarszał się wskaźnik czasu dostaw i znalazł się najniżej w historii zbierania danych, czyli od 22 lat. Dane szybko nie będą więc złe, ale sygnalizować mogą to, czego inwestorzy obawiają się najbardziej – schyłkowy moment we wzrostowym cyklu, kiedy zamiast ożywienia koniunktury otrzymujemy wzrost inflacji.