Sceptycy mogą argumentować, że przed rokiem styczeń też był bardzo udany, ale wraz z jego zakończeniem „czar prysł" i rynki pogrążyły się w trendach zniżkowych.
Korekta styczniowego optymizmu jest jak najbardziej możliwa. Prześledzenie historycznych ścieżek S&P 500 pokazuje, że ostatnia fala zniżkowa do złudzenia przypomina np. ścieżkę z lat 2011/2012. Dokładne trzymanie się tej analogii oznaczałoby, że w lutym indeks powinien... przetestować ostatni dołek i postraszyć jeszcze raz bessą, zanim na dobre zabierze się za odrabianie strat. Jesteśmy w dość newralgicznej fazie cyklu koniunkturalnego, w której spadające wskaźniki typu PMI sygnalizują ciągle pogarszanie się otoczenia makroekonomicznego.
Abstrahując jednak już od krótkoterminowego timingu i ryzyka powrotu nerwowości uważamy, że cały ten rok powinien być udany dla inwestorów. Powodów do takiego nastawienia jest sporo. Po pierwsze brak odwrócenia krzywej rentowności obligacji w USA oznacza, że – jeśli wierzyć historycznym regułom – nie widać jeszcze recesji na horyzoncie, a bez recesji nie powinno być jeszcze recesyjnej bessy.
Po drugie, w tym roku na GPW powinien mieć miejsce dołek w ramach tzw. cyklu Kitchina (trwającego ok. 42 miesięcy według naszych wyliczeń). Dołek, czyli okazja do zakupów taka jak w latach 2012 lub 2016. Po zaliczeniu tego dołka (tu znów problematyczna kwestia – czy też dołek jest już za nami czy raczej będzie jeszcze ponowne jego testowanie?) WIG miałby szansę na ... nowy rekord wszech czasów. Jeszcze się nigdy nie zdarzyło, by we wzrostowej fazie cyklu WIG nie wspiął się na co najmniej kilkuletnie maksimum.
Po trzecie nasz WIG czy WIG20 na dłuższą metę są kopią inwestycji na rynkach wschodzących (w ujęciu dolarowym), a akcje na emerging markets ciągle są jeszcze tanie po silnej ubiegłorocznej wyprzedaży. W najnowszym raporcie bank JP Morgan, który w ostatnich latach może się pochwalić dobrym timingiem, jeśli chodzi o rynki wschodzące, przekonuje, że ciągle warto rozbudowywać pozycję na emerging markets. Argumentuje to m.in. złagodzeniem retoryki Fed, perspektywą osłabiania się dolara oraz coraz większą stymulacją fiskalną w Chinach.