Trzy 5G, a będzie więcej

Dostępna dla klientów wersja technologii 5G ma w sumie – z punktu widzenia konsumentów – niewiele wspólnego z szumnymi zapowiedziami operatorów komórkowych. A te wspierane były obietnicami dostawców sprzętu. Ta rozbieżność obietnic i rzeczywistości to kłopot przede wszystkim dla operatorów, którzy zainwestowali w częstotliwości i sprzęt dla sieci nowej generacji, a teraz jakoś muszą przekonać klientów by kupili usługi.

Publikacja: 29.02.2020 08:16

Trzy 5G, a będzie więcej

Foto: Adobestock

Prosty i czytelny dla konsumenta przekaz to jeden z filarów skutecznej informacji. Stąd najpierw producenci sprzętu telekomunikacyjnego, a potem działy marketingu operatorów komórkowych zaczęli wbijać do głów konsumentów, że technologia 5G przyniesie gigabitowe prędkości transferu danych, niewielkie, idące w pojedyncze milisekundy opóźnienia oraz możliwość korzystania z milionów urządzeń na niewielkim obszarze. By jeszcze lepiej zobrazować te zalety, tłumaczono klientom, że 5G jest wielokrotnie (tu zazwyczaj padała jakaś budząca wrażenie liczba) szybsze niż dostępne dziś LTE, czyli telefonia komórkowa czwartej generacji.

Te marketingowe obietnice w ciągu ostatnich kilku miesięcy zostały skonfrontowane z rzeczywistością. A ta okazała się inna niż dotąd aplikowany przekaz.

Michał Ziółkowski, członek zarządu i dyrektor ds. technicznych P4 operatora sieci Play, prezentując na początku stycznia w Gdyni „pierwszą w Polsce" sieć 5G, mówił, że nie powinno być w niej kłopotu z przepływnością na poziomie 300 Mb/s. To, czego nie powiedział, to to, że taką przepływność oferują sieci 4G z agregacją dwóch, trzech odpowiednio szerokich bloków pasma. Jean-Francois Fallacher, prezes Orange Polska, w styczniowym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" mówił dość dosadnie, że operator, którego jest szefem, wykorzystując – tak jak P4 – posiadane zasoby pasma 2100 MHz, mógłby „uruchomić 5G w całej Warszawie z prędkością ponad 400 Mb/s". A nie robi tego, bo chce „dać klientom Orange od razu »prawdziwe« 5G, a nie jego namiastkę".

„Małe" kilkaset Mb/s to pierwszy z punktu widzenia konsumenta rodzaj dostępnego dziś 5G. Takie przepływności osiągnąć można nie tylko w sieci Play, ale także np. w USA w sieci T-Mobile i AT&T, które usługi nowej generacji oferują odpowiednio w pasmach 600 MHz i 850 MHz.

„Duże" kilkaset Mb/s do jednego gigabita na sekundę – czyli drugi z punktu widzenia konsumenta rodzaj 5G – są w stanie zaoferować sieci działające w tzw. paśmie C, czyli zakresie od 3,3 do 4,2 GHz. Takie komercyjne sieci działają m.in. w Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, Korei Południowej i Chinach. A w przyszłości – po aukcji pasma 3,6 GHz – także w Polsce. I jak się wydaje, mówiąc o „prawdziwym" 5G, prezes Fallacher myślał właśnie o paśmie 3,6 GHz.

I jest trzeci rodzaj sieci 5G – o potencjalnie – tak jak obiecywano w marketingowym przekazie gigabitowych przepływnościach. Dostępny jest w USA w ofercie takich operatorów jak AT&T czy Verizon, którzy do świadczenia usług wykorzystują szerokie bloki pasma o milimetrowej długości, a więc z zakresów powyżej 6 GHz. Problem w tym, że ten rodzaj 5G ma bardzo ograniczony zasięg. Jest to zwykle kilkadziesiąt metrów od anteny, co sprawia, że dostępne jest – przynajmniej na razie – na bardzo ograniczonych terytorialnie obszarach w wielkich miastach.

Zderzenie marketingowych obietnic z rzeczywistością powoduje u konsumentów rozczarowanie. Słychać je w cytowanych przez media wypowiedziach klientów sieci 5G w Korei, USA czy Wielkiej Brytanii. Te opinie wygłaszają pierwsi klienci, a więc przede wszystkim kupujący wszelkie nowości wielbiciele nowych technologii. Ich opinie są ważne, bo wpływają na podejście szerszej rzeszy konsumentów i tym samym na tempo akceptacji nowinki technologicznej przez szeroki rynek.

Rozczarowanie już widać. W Korei – według oficjalnych danych tamtejszego Ministerstwa Nauki i ICT – od końca lata ub.r. mimo że do nasycenia rynku jeszcze daleko – zaczęło spadać tempo wzrostu liczby klientów sieci 5G. W pozostałych krajach, w których działają komercyjne sieci 5G zarówno w rządowych źródłach, jak i opublikowanych do tej pory raportach finansowych notowanych na giełdach operatorów próżno szukać informacji o liczbie klientów 5G. A skoro ich nie ma, to znaczy, że – przynajmniej na razie – nie ma się czym chwalić.

Marketing stara się wybrnąć z problemu, w który sam się wpędził zbyt optymistycznymi obietnicami. A może to zrobić kolejnymi obietnicami. Stąd coraz częściej usłyszeć można, że dostępne obecnie 5G, które działa z wykorzystaniem infrastruktury 4G to pierwsza generacja, a nowa technologia w pełni rozwinie skrzydła i spełni wcześniejsze zapowiedzi, gdy pojawią się sieci „standalone", a więc zbudowane bez wykorzystania 4G. Kiedy się pojawią? Podobno pierwsze ruszą jeszcze w tym roku, ale należy pamiętać, że to ciągle składane po cichu obietnice. A dopiero jak ruszą, będzie można się przekonać, czy druga generacja 5G przynosi to, co obiecywano, nim technologia weszła na rynek w swej pierwotnej postaci.

Tomasz Świderek

publicysta ekonomiczny

Okiem eksperta
Indeks WIG20 w ważnym rejonie cenowym
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Okiem eksperta
Kolejny zaskakujący rok
Okiem eksperta
Co planują Chińczycy?
Okiem eksperta
Będzie ciąg dalszy zwyżek na GPW? AT sugeruje, że tak
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Okiem eksperta
Zmiana jakości jest za mała
Okiem eksperta
Czyżby św. Mikołaj w tym roku jednak przyszedł?