Prosty i czytelny dla konsumenta przekaz to jeden z filarów skutecznej informacji. Stąd najpierw producenci sprzętu telekomunikacyjnego, a potem działy marketingu operatorów komórkowych zaczęli wbijać do głów konsumentów, że technologia 5G przyniesie gigabitowe prędkości transferu danych, niewielkie, idące w pojedyncze milisekundy opóźnienia oraz możliwość korzystania z milionów urządzeń na niewielkim obszarze. By jeszcze lepiej zobrazować te zalety, tłumaczono klientom, że 5G jest wielokrotnie (tu zazwyczaj padała jakaś budząca wrażenie liczba) szybsze niż dostępne dziś LTE, czyli telefonia komórkowa czwartej generacji.
Te marketingowe obietnice w ciągu ostatnich kilku miesięcy zostały skonfrontowane z rzeczywistością. A ta okazała się inna niż dotąd aplikowany przekaz.
Michał Ziółkowski, członek zarządu i dyrektor ds. technicznych P4 operatora sieci Play, prezentując na początku stycznia w Gdyni „pierwszą w Polsce" sieć 5G, mówił, że nie powinno być w niej kłopotu z przepływnością na poziomie 300 Mb/s. To, czego nie powiedział, to to, że taką przepływność oferują sieci 4G z agregacją dwóch, trzech odpowiednio szerokich bloków pasma. Jean-Francois Fallacher, prezes Orange Polska, w styczniowym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" mówił dość dosadnie, że operator, którego jest szefem, wykorzystując – tak jak P4 – posiadane zasoby pasma 2100 MHz, mógłby „uruchomić 5G w całej Warszawie z prędkością ponad 400 Mb/s". A nie robi tego, bo chce „dać klientom Orange od razu »prawdziwe« 5G, a nie jego namiastkę".
„Małe" kilkaset Mb/s to pierwszy z punktu widzenia konsumenta rodzaj dostępnego dziś 5G. Takie przepływności osiągnąć można nie tylko w sieci Play, ale także np. w USA w sieci T-Mobile i AT&T, które usługi nowej generacji oferują odpowiednio w pasmach 600 MHz i 850 MHz.
„Duże" kilkaset Mb/s do jednego gigabita na sekundę – czyli drugi z punktu widzenia konsumenta rodzaj 5G – są w stanie zaoferować sieci działające w tzw. paśmie C, czyli zakresie od 3,3 do 4,2 GHz. Takie komercyjne sieci działają m.in. w Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, Korei Południowej i Chinach. A w przyszłości – po aukcji pasma 3,6 GHz – także w Polsce. I jak się wydaje, mówiąc o „prawdziwym" 5G, prezes Fallacher myślał właśnie o paśmie 3,6 GHz.