Po chwilowej zadyszce w trakcie sierpnia, indeks S&P 500 jest w chwili pisania tego komentarza już 3,6 proc. na plusie od początku września (który przecież w historycznych statystykach widnieje jako najsłabszy miesiąc).

Przeciwwagą dla negatywnego wpływu sezonowości okazują się w tym roku nadzieje związane ze wznowieniem obniżek stóp procentowych przez Fed. Jakkolwiek z historycznego punktu widzenia zachowanie S&P 500 w trakcie takich obniżek było niejednoznaczne i warunkowane stanem gospodarki, to na rynkach dominuje pogląd, że ponownie uda się uniknąć scenariusza recesji. Przemawiać za tym zdają się piątkowe dane o bezrobociu w poszczególnych amerykańskich stanach. Odsetek stanów notujących wyższe bezrobocie rok do roku... obniżył się w sierpniu poniżej progu 50 proc., po raz pierwszy od 24 miesięcy.

Szkoda tylko, że dalsza wspinaczka S&P 500 okupiona jest wyższymi wskaźnikami wyceny. Współczynnik ceny do prognozowanych zysków spółek już na koniec ubiegłego tygodnia znalazł się najwyżej w tym cyklu (22,6), o krok od szczytu z 2021 r. i zarazem o krok od poziomu najwyższego od... 25 lat (czyli od czasu bańki internetowej). To nie jest sytuacja komfortowa, choć trzeba przyznać, że wspinaczce wskaźników towarzyszy też ostatnio przyspieszenie wzrostu prognoz zysków spółek na przyszły rok (mają być już o prawie 14 proc. wyższe niż w tym roku).