Organizatorzy tegorocznych emisji adresowanych do inwestorów indywidualnych oraz sami emitenci mają powody do zadowolenia – większość z nich kończyła się mniejszą lub większą nadsubskrypcją, tylko jedna emisja nie została uplasowana w pełni. To oczywiście zachęca dotychczasowych emitentów do ponowienia oferty, ale także przyciąga nowych. W ostatnich kilku dniach zakończyły się oferty Unidevelopment i Cavatiny, kolejne emisje ruszą lada dzień.
Sukcesy są, premii nie ma
W okresie największej świetności publicznych emisji obligacji adresowanych do inwestorów indywidualnych (wartość emisji sięgała 1,5 mld zł rocznie w latach 2016–2017) sposobem na wykorzystanie popularności nowego instrumentu była odsprzedaż kupionych w ramach emisji papierów na rynku wtórnym, oczywiście z dodatkowym zyskiem. Już 1 pkt premii w przypadku papierów wprowadzonych do notowań np. w miesiąc po opłaceniu zapisów dodawał 12 pkt proc. do rentowności wynikającej z oprocentowania (pomijając koszty prowizji maklerskiej). Wzrost notowań krótko po debiucie wynikał oczywiście z popularności instrumentów (kupującymi były także fundusze inwestycyjne, które nie mogły brać udziału w niektórych emisjach, np. PKN Orlen), ale także utrudnionego dostępu do papierów. W pierwszych latach istnienia Catalyst emisje obligacji mogły uzyskać status publicznej oferty także bez konieczności zatwierdzania prospektu i bez górnej granicy wartości oferty, o ile minimalna wartość zapisu nie była niższa od równowartości 50 tys. EUR.
Nie każdy indywidualny inwestor mógł sobie na taką jednorazową inwestycję pozwolić.
Obecnie oferujący rzadko stosują bariery wejścia w emisjach „dla każdego” (zazwyczaj zapis na jedną obligację oznacza spełnienie minimum), a po drugie, emisje sprzedawane są w szerokich konsorcjach niezależnych domów maklerskich. Dostęp do oferty tylko jednego z nich wystarczy, aby otrzymać możliwość udziału w większości publicznych emisji obligacji adresowanych do indywidualnych nabywców. W rezultacie nie ma powodów, aby odsprzedający domagali się nagrody za swój udział w „redystrybucji” obligacji na rynku wtórnym. Wszyscy chętni, którzy chcą mieć obligacje w portfelu, mogą wziąć udział w emisjach, nawet jeśli dysponują niewielkimi środkami (stąd spadek średniej wartości zapisów). A nawet jeśli nie wzięli udziału w ofercie, wystarczy, że poczekają na kolejne. Emitenci wracają na rynek z kolejnymi emisjami i kwartalne cykle zaczynają wyglądać na regułę.