W relacji do PKB zadłużenie Polski prezentuje się imponująco na tle większości krajów strefy euro (około 50 proc. wobec unijnej średniej na poziomie 85 proc.), co jest przedmiotem dumy rządu. Ale jest pewien haczyk – wzrost zadłużenia w coraz mniejszym stopniu finansują inwestorzy profesjonalni.
Kto dał 100 mld zł?
Zadłużenie budżetu wzrosło o wspomniane 100,4 mld zł, z czego 77,1 mld zł przypadło na zadłużenie krajowe, a 23,3 mld zł na zadłużenie zagraniczne, z czego jednak niespełna 5 mld zł przypadło na emisje papierów wartościowych, a 18,4 mld zł to kredyty i pożyczki, które z natury nie są formą dostępną dla szerokiego rynku. Warto więc dodać, że w ciągu zaledwie dwóch lat udział kredytów i pożyczek w zagranicznym zadłużeniu SP wzrósł z 25 proc. do prawie 40 proc., jednocześnie nominał rynkowo wycenianych zobowiązań praktycznie stał w miejscu.
W przypadku nowego krajowego zadłużenia na papiery dłużne przypadło 49,3 mld zł, ale z tego aż 27,8 mld zł przypadło na obligacje oszczędnościowe, kierowane do inwestorów indywidualnych i niewyceniane na rynku wtórnym, a na papiery rynkowe przypadło 21,5 mld zł. Łącznie więc emisje papierów dłużnych na warunkach rynkowych – to jest wycenionych przez profesjonalnych inwestorów – przyniosły 26,5 mld zł i odpowiadały mniej więcej za jedną czwartą wzrostu zadłużenia. Pytanie, czy niski udział profesjonalnych inwestorów w finansowaniu wzrostu zadłużenia jest sygnałem do zaniepokojenia?
Nie można powiedzieć, że inwestorzy traktowali nasze papiery szczególnie ostrożnie. Nie jest przecież tajemnicą, że do końca trzeciego kwartału inwestorzy na całym świecie krzywo patrzyli na obligacje, zwłaszcza stałokuponowe, pewna poprawa widoczna była dopiero w IV kwartale. Trudno mieć też do zarządzających zadłużeniem SP pretensje, że wobec przytkania dotychczasowych źródeł, wykorzystali inne, wciąż dostępne kanały, czyli entuzjazm inwestorów indywidualnych (ten dla odmiany wyraźnie zgasł w IV kwartale) oraz „pozostałe zadłużenie SP”, które w minionym roku wzrosło o 27,8 mld zł i zarazem o 47,1 proc. – to najszybciej rosnące źródło finansowania budżetu, o którym zarazem wiadomo najmniej.