W przyszłym roku liczba ta prawdopodobnie ponownie zmaleje – w maju zapada jedyna seria obligacji Orzeszko-Knurowskiego Banku Spółdzielczego, w czerwcu wykupione zostaną obligacje Hexabanku, a w lipcu obligacje wykupi Mazowiecki Bank Spółdzielczy w Łomiankach. Utrzymywanie odrębnej grupy notowań na stronie Catalyst stanie się wówczas bardziej pamiątką po odległych – w czasie – pomysłach i nadziejach na rozwój tej części rynku niż rzeczywiście uzasadnionym działaniem. Niemniej warto przypomnieć, że Bank Polskiej Spółdzielczości przeprowadził w październiku dwie emisje obligacji i być może wyznaczanie daty końca obecności banków spółdzielczych na rynku wtórnym jest przedwczesne (obie emisje BPS zarejestrowane zostały przez agenta emisji, co oznacza, że na Catalyst nie muszą one trafić).
Współczynniki w górę
Banki spółdzielcze trudno porównywać do banków uniwersalnych. Ich kapitały i suma bilansowa są o rzędy wielkości niższe, inna jest też ich klientela i podejście do biznesu, choć kilka lat temu to właśnie bank z Sanoka przekonywał inwestorów, że zamierza wprowadzić w Polsce biometryczne bankomaty. Słabość nadzoru nad bankami spółdzielczymi ujawniła afera banku w Wołominie (jego obligacje także były notowane i ponieważ były to papiery podporządkowane, nie zostały spłacone) i od tego czasu banki spółdzielcze nie odzyskały dawnego zaufania na tyle, by wrócić z kolejnymi emisjami. Nawet fundusz obligacji korporacyjnych zarządzany przez BPS TFI stara się częściej upłynniać obligacje już notowane, niż zwiększać stan posiadania (za sprawozdaniem za I półrocze). Czy jednak w każdym przypadku trzeba omijać obligacje banków spółdzielczych na Catalyst szerokim łukiem?
Sądząc po notowaniach obligacji, inwestorzy z dużą rezerwą traktują obligacje Podkarpackiego BS z Sanoka i Polskiego BS w Ciechanowie. W przypadku pierwszego z nich rezerwa jest uzasadniona – bank przechodzi program naprawczy, ale współczynniki kapitałowe nadal spadają (w przypadku Tier1 są bliskie zera). Jeśli pamiętamy, że chodzi o obligacje podporządkowane, trudno o dobre samopoczucie ich posiadaczy. BS w Ciechanowie ma nieprzeciętnie wysoki udział kredytów zagrożonych (nadal 45 proc.), choć można mówić o pewnej poprawie pod tym względem i wyższym obrezerwowaniu portfela. Jednak obydwa te przypadki potwierdzają, że w mniejszych bankach łatwiej o nietrafione decyzje kredytowe, z czym mogą wiązać się później kłopoty.
Pomijając jednak te dwa przykłady, w pozostałych przypadkach zauważyć można wzrost wskaźników adekwatności kapitałowej lub przynajmniej ich utrzymanie na wcześniejszych – historycznie dość wysokich – poziomach. Banki spółdzielcze dokonują tego, zazwyczaj ograniczając akcję kredytową i stopniowo udział kredytów zagrożonych zaczyna spadać. Wciąż jednak w ośmiu przypadkach na czternaście wyrażony jest liczbą dwucyfrową.
Rentowności w dół
Naturalnie spadek rentowności obligacji banków spółdzielczych na Catalyst można tłumaczyć zbliżającymi się terminami wykupów, ale trzeba pamiętać, że w tym akurat wypadku czas działa w dwie strony – jeśli obligacje notowane są poniżej nominału, w miarę zbliżania się terminu wykupu rentowność rośnie, a nie spada. Dlatego liczby przedstawione w tabelce obok świadczą jednak o generalnie lepszym postrzeganiu obligacji banków spółdzielczych przez inwestorów w ostatnich czterech miesiącach, dzielących przy okazji publikację raportów rocznych i półrocznych. Przy tym warto podkreślić i to, że jest to segment – jak na warunki Catalyst – relatywnie płynny. W tym wypadku oznacza to, że w zdecydowanej większości rentowność wyznaczono w oparciu o transakcje przeprowadzone w ostatnich dniach października, aczkolwiek różnice między ofertami kupna i sprzedaży (są przy każdej serii, w czym zapewne duży udział animatora) bywają szerokie, w ekstremalnym wypadku (PBS Sanok) sięgają 40 pkt proc.! Taka różnica wskazuje, że zlecenia po popytowej stronie są jednak bardzo ostrożne. Wartość transakcji to najczęściej pojedyncze obligacje, co wskazuje na dominację inwestorów indywidualnych w handlu.