Według waszych szacunków w I kwartale bieżącego roku w siedmiu największych aglomeracjach deweloperzy sprzedali 12,4 tys. mieszkań, o 14 proc. więcej rok do roku i 7 proc. mniej kwartał do kwartału. Do oferty wprowadzili 15,9 tys. lokali, o 120 proc. więcej niż rok wcześniej – co nam przypomina, w jakiej zapaści była podaż jeszcze rok temu. Od dwóch kwartałów spółki wprowadzają do oferty więcej, niż sprzedają – czy to efekt wyłącznie nowych inwestycji, czy także zwrotów mieszkań zarezerwowanych?
W styczniu i lutym widzieliśmy może nie falę, ale pewne wzmożenie, jeśli chodzi o zwroty jako pokłosie „Bezpiecznego kredytu 2 proc.” – część wnioskodawców nie otrzymała pożyczki i część zarezerwowanych mieszkań wróciła na rynek. W marcu jest już pod tym względem absolutne wyciszenie. W marcu zaobserwowaliśmy też zawarcie zaskakująco mniejszej liczby umów rezerwacyjnych, niż się spodziewaliśmy.
Rzeczywiście, II kwartał z rzędu mamy rosnącą ofertę mieszkań głównie jako efekt nowych inwestycji deweloperskich – liczba mieszkań wprowadzanych jest wyższa niż sprzedawanych.
Jak to jest z popytem? „Bezpieczny kredyt 2 proc.” się skończył, nowy jest opracowywany i są spekulacje, że jeśli wejdzie w życie pod koniec roku, to będzie dobrze. Z drugiej strony dane Biura Informacji Kredytowej za I kwartał pokazują, że popyt na kredyty jest oczywiście niższy niż w II połowie ubiegłego roku, ale nie ma takiej zapaści, jak można się było obawiać.