Jaka jest sytuacja na rynku najmu, jak kształtują się czynsze?
W dużych miastach sytuacja jest odwrotna niż na rynku sprzedaży mieszkań. Nie bazujemy na stawkach za mkw., a na medianach czynszów. To jest czytelniejsze. W przypadku najmniejszych lokali, 30 mkw., widzimy w III kwartale zdecydowanie największy popyt i największe wzrosty kwartał do kwartału. Trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, że to dość specyficzny kwartał, kiedy studenci wracają do miast po wakacjach i popyt jest największy. Porównując bardziej obiektywnie, rok do roku, też widać, że dynamika była dość wysoka. Był duży popyt, co pozwoliło na podwyżki czynszów. W segmencie mieszkań średnich, 50 mkw., też były wzrosty, ale nieco mniejsze niż w przypadku najmniejszych lokali. Na średnie mieszkania jest zdecydowanie wysoki popyt i właściciele mogli sobie pozwolić przeciętnie na przynajmniej wyrównanie cen do inflacji. W przypadku największych lokali widzimy spadki, szczególnie kwartał do kwartału. Popyt był najmniejszy i właściciele musieli najbardziej schodzić z cen, żeby ich lokale nie stały puste.
I znów – w mniejszych miastach tendencje były bardziej zróżnicowane.
Pytanie zawsze na czasie: czy w tej chwili opłaca się bardziej zaciągnąć kredyt i kupić mieszkanie, czy jednak korzystniejszą opcją jest najem?
Gdybyśmy popatrzyli stricte nominalnie na wysokość czynszu dla wybranego segmentu mieszkań i porównali to do nominalnej wysokości raty przy przeciętnym kredycie, to sama rata nadal we wszystkich analizowanych lokalizacjach będzie wyższa od przeciętnego czynszu. W racie mamy jednak także część kapitałową, więc de facto spłacamy część mieszkania, więc porównywanie tego 1:1 do czynszu nie jest najwłaściwsze. Można jeszcze porównać wysokość oprocentowania przeciętnego kredytu – po obniżkach stóp i zakładając, że marże banków by się nie zmieniły – powinniśmy zejść do 6,19 proc. w skali roku. Przeciętna rentowność liczona w bardzo uproszczony sposób, jako 12-miesięczny czynsz dzielony przez cenę mieszkania, tu pojawią się już lokalizacje, gdzie korzystniej wygląda oprocentowanie kredytu w porównaniu do zwrotu z czynszu. To np. Sosnowiec, Radom czy Szczecin. Jeżeli patrzeć bardzo ekonomicznie, ile wydamy na odsetki, a ile na czynsz, to pojawiają się pierwsze lokalizacje, gdzie relacja zaczyna być korzystniejsza na rzecz zakupu mieszkania. Z kontynuacją obniżek stóp będzie coraz więcej takich miast.
Szczególnie w social mediach można spotkać się z opiniami, że kupowanie mieszkań na wynajem albo z myślą o dzieciach jest bez sensu, bo demografia jest jaka jest i – przejaskrawiając – i u nas doczekamy się domów za 1 zł.
Czy będą w Polsce domy za euro? Niewykluczone – pytanie w jakich lokalizacjach. Wracamy do tego, że rynek nie jest monolitem, tylko siecią zróżnicowanych lokalizacji. Już dziś, kiedy nie dzieje się nic nadzwyczajnego, w jednych miastach widzimy duże wzrosty cen, w innych spadki. Patrząc też na to, co się dzieje na zachodzie Europy, na peryferiach miasta będą się wyludniać i niewykluczone, że jeżeli do tego dojdą jakieś wymogi dotyczące termomodernizacji, efektywności energetycznej budynków itd., to mogą się pojawiać oferty nieruchomości w bardzo niskich cenach – oczywiście z haczykiem. Konieczne będzie zainwestowanie w remont i termomodernizację, albo w okolicy nie będzie już dobrej infrastruktury usługowej. Nie sądzę, że taki los może spotkać duże miasta, które są centrami pracy, usług, ośrodkami akademickimi itd. One zawsze będą przyciągać zarówno osoby zainteresowane zakupem mieszkań, jak i najmem.
Druga kwestia to demografia. Ona jest dla nas nieubłagalnie niekorzystna, Polaków będzie coraz mniej. Pytanie, czy sami zdążymy coś jeszcze z tym zrobić, czy jesteśmy gotowi na migrację z zewnątrz. Jedno jest pewne – rentowność najmu będzie zmierzała do poziomów zachodnich. Zwroty rzędu 7-8 proc. w skali roku z prostego najmu – bez jakiejś optymalizacji, wynajmu osobnych pokoi itd. – to już historia. Będziemy się zbliżać poniżej 5 proc.