W krótkim okresie tak silne umocnienie naszej waluty wydaje się być jednak już nieco przesadzone i nie można wykluczyć, że początek przyszłego tygodnia przyniesie jej nieco wyraźniejsze odreagowanie. Zwłaszcza, że trudno znaleźć jednoznaczne powody do zakupów złotego akurat teraz, poza politycznymi. Wygląda na to, że inwestorzy (zwłaszcza zagraniczni) nieco euforycznie podeszli do publikowanych sondaży przedwyborczych dających szanse na wygraną Platformy Obywatelskiej w niedzielnych wyborach. Niezależnie od tego, czy tak się stanie (ankiety wielu instytucji mieszczą się na granicy błędu statystycznego), to ponownie mamy do czynienia ze strategią "kupuj plotki, sprzedaj fakty". Tym samym powyborczy poniedziałek wcale nie musi przynieść dalszej aprecjacji naszej waluty, zwłaszcza, że w krótkim terminie widać coraz więcej zagrożeń.
Ostatnie słabsze wyniki amerykańskich banków, a także wypowiedzi szefa FED, uświadomiły inwestorom, że skutki kryzysu w sektorze pożyczek hipotecznych będą odczuwalne jeszcze przez kilka kwartałów, a optymizm, co do rynkowej wyceny akcji na Wall Street był nadmierny. Indeksy giełdowe na świecie zapikowały zatem wyraźnie w dół, co doprowadziło do wzrostu globalnej awersji do ryzyka. Giełdowym inwestorom operującym na rynkach wschodzących zaszkodziło także ostatnie zamieszanie w Indiach. Propozycje tamtejszego rządu, aby ograniczyć napływ zagranicznych funduszy na giełdowy parkiet, doprowadziły do silnej przeceny tamtejszych akcji i pogorszyły nastroje w całej Azji. Inwestorzy zaczęli zmniejszać zaangażowanie w ryzykowne aktywa także w odpowiedzi na słabsze od prognozowanych dane makroekonomiczne ze Stanów Zjednoczonych, zwłaszcza z rynku nieruchomości, które zwiększyły oczekiwania odnośnie kolejnej obniżki stóp procentowych przez FED. Możliwość, iż dojdzie do niej już 31 października, wycenia się obecnie na 70 proc. wobec 30-kilku procent tydzień wcześniej. Teoretycznie spadające stopy procentowe w Stanach Zjednoczonych powinny zwiększać atrakcyjność innych form inwestycji na bardziej ryzykownych rynkach, w tym także w naszym regionie Europy. Tyle, że sytuacja zaczyna robić się nieco niebezpieczna, głównie przez słabnącego dolara. Zbyt szybko tracący na wartości "zielony" może jeszcze bardziej zniechęcić inwestorów do zakupów amerykańskich obligacji, stanowiących kluczowe wsparcie dla finansowania amerykańskiego deficytu C/A, a także doprowadzić do pojawienia się dodatkowej presji inflacyjnej. A wtedy FED miałby nieco związane ręce nie mogąc zbyt szybko obniżać stóp procentowych w odpowiedzi na słabnące tempo wzrostu gospodarczego USA. Wśród inwestorów rośnie zatem nerwowość, zwłaszcza, że uznawani za autorytety rynku, byli szefowie Banku Japonii i amerykańskiego FED wygłosili wczoraj sprzeczne opinie. Eisuke Sakakibara zwany "Panem Jenem" nie wykluczył, że dynamika PKB w Stanach Zjednoczonych spowolni w przyszłym roku poniżej 1 proc., a banki centralne będą zmuszone do wspólnej interwencji w celu obrony dolara. Z kolei Alan Greenspan nie podzielił opinii o możliwym sporym osłabieniu "zielonego" i dodał, że jest bardziej optymistą, niż pesymistą w kwestii perspektyw amerykańskiej gospodarki. Komu zatem wierzyć?
Kluczowym wydarzeniem w najbliższych dniach na świecie będzie rozpoczynające się dzisiaj spotkanie ministrów finansów grupy siedmiu najbogatszych państw świata (G-7) w Waszyngtonie. Przy okazji dojdzie także do organizowanego co pół roku posiedzenia Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Jak zawsze przed spotkaniem G-7 po rynku krążą spekulacje, czy po jego zakończeniu nie padną sformułowania mogące mieć swoje przełożenie na notowania kursów walut. Należy jednak pamiętać o tym, że wszystko zależy od rynkowych sił podaży i popytu, a nie kilku werbalnych interwencji, które mogą mieć najwyżej krótkoterminowy wpływ na notowania. Najpewniej członkowie G-7 ponownie wyślą sygnał w kierunku walut azjatyckich mając na myśli głównie Chiny, aby ich zmiany miały bardziej rynkowy charakter. Część inwestorów przypisze to także słabemu jenowi, którego wartość w opinii niektórych nie odzwierciedla makroekonomicznych realiów, a został zdominowany przez spekulacyjne fundusze hedge wykorzystujące go jako walutę bazową do transakcji carry-trade. Wątpliwe jest natomiast, aby podczas spotkania udało się wypracować konsensus w sprawie nadmiernej siły euro i słabości dolara. W ostatnich dniach amerykańska administracja dała kilkukrotnie do zrozumienia, iż podtrzymuje "politykę mocnego dolara", a Europejczycy (przez Niemców) wciąż nie potrafią mówić wspólnym i mocnym głosem w kwestii spadającej konkurencyjności ich gospodarki przez mocne euro. Wydaje się więc, że po posiedzeniu G-7 możemy mieć co najwyżej kontynuację obserwowanego w ostatnich dniach umocnienia się jena, a dolar odnotuje nowe minima względem głównych walut. W przypadku EUR/USD możemy być więc świadkami nowych maksimów powyżej 1,4319.
Sporządził:
Marek Rogalski