Przez większą część dnia inwestorzy naśladowali ruchy euro względem dolara na rynkach światowych (to doprowadziło do nieznacznej przeceny "zielonego"), aby po południu przystąpić do realizacji zysków. Nie była ona jednak zbyt duża, co pokazuje, że rynek opuścili na razie tylko najbardziej niecierpliwi kierujący się nieco gorszymi danymi o sprzedaży detalicznej we wrześniu, a pozostali wciąż liczą na większe zyski i dokupują złotego. W efekcie dzisiaj rano po nieco słabym otwarciu złoty ponownie zaczął zyskiwać na wartości. I tak o godz. 10:00 za jedno euro płacono średnio 3,6550 zł, za dolara 2,57 zł, a szwajcarski frank był wart niecałe 2,19 zł.
Takie zachowanie się naszej waluty może nieco zaskakiwać biorąc pod uwagę sytuację na światowych parkietach. O ile wczorajsza sesja na Wall Street była względnie dobra, to nastroje ponownie pogorszyły się po tym jak w amerykańskiej prasie pojawiły się spekulacje, iż bankowy gigant Merrill Lynch będzie miał znacznie gorsze od prognozowanych wyniki w III kwartale b.r. za sprawą strat poniesionych w wyniku kryzysu na rynku pożyczek hipotecznych. To ponownie nasiliło obawy o kondycję całego sektora finansowego, doprowadziło dzisiaj rano do spadków na azjatyckich i europejskich giełdach, odwrotu od ryzykownych inwestycji i umocnienia się japońskiego jena. Niewykluczone, że w ocenie części inwestorów to pogorszenie się nastrojów jest krótkotrwałe, a poprawę przyniesie spodziewana już za tydzień decyzja amerykańskiego FED. Rynek terminowy wycenia obecnie na blisko 90 proc. szanse, iż główna stopa procentowa spadnie o 25 p.b. do 4,50 proc. Ten fakt będzie jednak szkodził dolarowi, o ile inwestorzy nie dojdą do wniosku, że pogarszająca się sytuacja w amerykańskiej gospodarce zacznie w końcu negatywnie przekładać się na kondycję Eurostrefy, czy pozostałych rynków. Tym samym mogą oni zacząć dyskontować wyraźne zakończenie cyklu podwyżek stóp procentowych i przygotowywać się do poluzowywania polityki pieniężnej. Wprawdzie w ostatnich dniach wśród członków Europejskiego Banku Centralnego pojawiły się pewne rozbieżności, co do perspektyw przyszłej inflacji, a opublikowane dzisiaj rano wstępne dane o kondycji poszczególnych sektorów gospodarki (wskaźniki PMI) w październiku były nieco gorsze, to jednak wciąż jest zbyt wcześnie, aby jednoznacznie ocenić, że stopy procentowe w strefie euro nie wzrosną powyżej 4,00 proc. w ciągu najbliższego półrocza, czy roku.
Dzisiaj w centrum uwagi będą informacje o sprzedaży domów na rynku wtórnym w Stanach Zjednoczonych. Oczekuje się, że we wrześniu zannualizowana wartość wyniosła 5,25 mln wobec 5,50 mln w sierpniu. Gorszy odczyt automatycznie doprowadziłby do osłabienia dolara, zwłaszcza, że potwierdziłby słabość tego sektora gospodarki i zmusiłby do zastanowienia się nad kolejnymi działaniami FED poza wycenianą już październikową obniżką. Tym samym obserwowane dzisiaj rano nieznaczne umocnienie się "zielonego", które mogło być wynikiem zaogniającego się konfliktu pomiędzy Turcją a Irakiem, sprowadzające notowania EUR/USD z okolic 1,4270-1,4280 do 1,4190 było raczej krótkotrwałe. Już o godz. 10:28 kurs EUR/USD powrócił w rejon 1,4225. Kolejne godziny mogą przynieść dalsze wzrosty na tej parze walutowej. Słaby dolar najpewniej przełoży się na zachowanie się USD/PLN, który w najbliższych dniach może przetestować okolice 2,55 zł. Z kolei EUR/PLN może pozostać stabilny oscylując wokół poziomu 3,65 zł.
Sporządził:
Marek Rogalski