To przede wszystkim wynik oczekiwań odnośnie kształtu przyszłej polityki pieniężnej, której znaczenie może być w najbliższych latach jeszcze większe, niż dotychczas. Dlaczego? Bo rośnie ryzyko utraty dominującej pozycji przez amerykańskiego dolara i dalszego odwrotu inwestorów od amerykańskich aktywów. Spadające rentowności obligacji rządowych za sprawą oczekiwań, co do dalszych cięć stóp procentowych przez FED i stanu amerykańskiej gospodarki, teoretycznie powinny zachęcać spekulacyjny kapitał korzystający ze wzrostu cen tych papierów. Jednak w praktyce jest inaczej. Przyczyną jest dobra kondycja pozostałych gospodarek, co sprawia, że fundusze płyną właśnie tam sprzyjając dalszej aprecjacji lokalnych walut i zwyżkom tamtejszych indeksów giełdowych. Dodatkowo rosnące potęgi finansowe azjatyckich tygrysów (głównie Chin) pomału przynoszą zmianę układu sił na globalnym rynku finansowym i to nowi gracze z czasem mogą zacząć dyktować warunki. Hossa na rynku surowców sprawiła, że sporo krajów utrzymujących się z ich eksportu osiągnęło w ostatnich latach ogromne nadwyżki finansowe. Dotychczas ze względów politycznych były one lokowane w amerykańskie obligacje skarbowe, chociaż nie zawsze mogło być to najbardziej opłacalne. Fatalna polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych, a także realia rynkowe sprawiły, że obecnie popularność zyskuje słowo dywersyfikacja, a rządy poszczególnych krajów zapowiadają (bądź już to zrobiły) powołanie tzw. suwerennych funduszy inwestujących zgromadzone w ostatnich latach środki. Zadają one sobie także pytanie o sens utrzymywania tak ogromnych rezerw w dolarach w sytuacji , kiedy od kilku lat traci on na wartości (same Chiny są zaangażowane na ponad 1 bln USD). Tyle, że wystarczy jedynie zmniejszyć wartość bieżących zakupów, aby statystyki pokazały odpływ kapitałów netto (tak stało się w sierpniu), a ekonomiści podnieśli alarm w związku z możliwymi problemami z finansowaniem ogromnego deficytu C/A Stanów Zjednoczonych w przyszłości. To dlatego na amerykańskiej administracji i na FED będzie spoczywać w najbliższych latach duża odpowiedzialność - błędne posunięcia mogą sprawić, że światowa gospodarka wpadnie w poważne tarapaty. Kluczowym zadaniem polityków jest ograniczenie deficytu (to już się dzieje, ale zbyt wolno), co jednak może wiązać się z reorientacją dotychczasowej polityki zagranicznej (wydatki na operacje wojskowe). Z kolei członkowie FED będą musieli prowadzić takie działania, aby z jednej strony jeszcze bardziej nie zniechęcić inwestorów portfelowych, a z drugiej umiejętnie stymulować wzrost gospodarczy. Nie będzie to łatwe. Tym samym ton wczorajszego artykułu Grega Ip w amerykańskim wydaniu Wall Street Journal aż tak nie dziwi - członkowie Rezerwy Federalnej rzeczywiście mogą być podzieleni w kwestii konieczności obniżenia stóp procentowych na dzisiejszym posiedzeniu. Bo każde cięcie, lub jego zapowiedź zawarta w komunikacie, będzie osłabiać amerykańskiego dolara. Z kolei nieprawdą jest jakoby taniejąca amerykańska waluta rzeczywiście była w interesie Stanów Zjednoczonych, a na pewno fakt ten nie służy pozostałym dużym gospodarkom. Po pierwsze główny udział w amerykańskim imporcie ma nadal ropa, która systematycznie drożeje, zwłaszcza przez zakupy dokonywane przez spekulacyjne fundusze, które szukają alternatywy dla słabego dolara. Po drugie warto by dokładnie przyjrzeć się strukturze eksportu, zwłaszcza, że część produkcji odbywa się poza granicami Stanów Zjednoczonych ze względu na mniejsze koszta robocizny. Tymczasem drożejąca ropa prowadzi do nasilenia presji inflacyjnej na świecie, co z kolei może ograniczać pole manewru dla banków centralnych w kwestii ewentualnego poluzowania polityki pieniężnej w przyszłości. Warto w tym miejscu przytoczyć ostatnie wypowiedzi członków Europejskiego Banku Centralnego. Zarówno Axel Weber jak i Nout Wellink przyznali, że presja inflacyjna jest wciąż istotna, a bank centralny nie zawaha się działać, kiedy to będzie konieczne. Mieli przy tym świadomość, iż gospodarka amerykańska może spowolnić bardziej, niż to wcześniej zakładano, a perspektywy wzrostu Eurolandu na 2008 r. trzeba będzie po raz kolejny zrewidować (ostatni raz dokonano tego we wrześniu). Powtarzali jednak, że fundamenty nadal są i pozostaną stabilne. Warto się jednak zastanowić, czy takie same słowa będą padać, kiedy wraz z dalszym dynamicznym wzrostem wartości europejskiej waluty na rynkach światowych, tamtejsza gospodarka będzie coraz mniej konkurencyjna. W każdym razie, nikt z członków ECB nie wypowiedział się dotychczas w kwestii możliwej obniżki stóp procentowych w 2008 r., a uczestnicy rynku spodziewają się ich utrzymania na obecnym poziomie 4,00 proc. Opublikowane w środę przed południem wstępne dane dotyczące październikowej inflacji konsumenckiej tylko potwierdzają tą tezę - nieoczekiwanie jej dynamika wyniosła 2,6 proc. r/r wobec oczekiwanych 2,3 proc. r/r i 2,1 proc. r/r. Podobna sytuacja ma miejsce w Wielkiej Brytanii - wyższy wzrost cen domów w październiku (9,7 proc. r/r) postawił pod znakiem pytania rzeczywistą kondycję sektora nieruchomości po niedawnych problemach banku Northern Rock i może opóźnić spodziewaną obniżkę stóp procentowych o 25 p.b. w I kwartale 2008 r. W efekcie notowania GBP/USD ustanowiły nowe 26-letnie maksima.
Wróćmy jednak do głównego pytania - co zrobi w najbliższym czasie FED i co stanie się z amerykańskim dolarem? Według uczestników giełdy derywatów w Chicago jest 94 proc. szans, że dzisiaj o godz. 19:15 stopa funduszy federalnych spadnie o 25 p.b. do 4,50 proc. I tak też pewnie się stanie, gdyż mimo pewnych wątpliwości, członkowie FED zdają sobie sprawę, że negatywne zaskoczenie rynku nie byłoby najlepszym rozwiązaniem, a słabnąca gospodarka rzeczywiście potrzebuje dodatkowego bodźca. Nie można jednak wykluczyć, że w komunikacie jej towarzyszącym pojawią się sugestie, iż Rezerwa Federalna będzie chciała zaczekać z kolejnymi obniżkami, aby zobaczyć efekty ostatnich działań. Zwłaszcza, że jak pokazały wstępne dane, wzrost PKB w III kwartale okazał się lepszy od prognoz i wyniósł 3,9 proc. wobec 3,8 proc. w poprzednim okresie. Oczywiście najpewniej zostaną one z czasem zrewidowane ze względu na zmiany stanu zapasów. Niemniej jednak taki, a nie inny odczyt PKB da członkom FED również coś innego - cenny czas na uważniejsze przyjrzenie się globalnej sytuacji w kontekście poruszanego wcześniej załamania się notowań dolara i rekordów notowań ropy na rynkach światowych. Może się zatem okazać, że po decyzji FED w pierwszym momencie dolar się osłabi, a EUR/USD ustanowi maksimum na wskazywanym ostatnio poziomie 1,4480-1,4485, ale potem zacznie się umacniać. Gracze przystąpią do realizacji zysków w skali podobnej do sesji z 22 października b.r., zwłaszcza, że już w piątek opublikowane zostaną istotne, comiesięczne dane z rynku pracy. Tymczasem wstępne wyliczenia niezależnej firmy ADP okazały się nieco lepsze od oczekiwań - 106 tys. nowych etatów poza rolnictwem w październiku.
Przyszła sytuacja na rynkach międzynarodowych będzie miała także wpływ na złotego, który zgodnie z wcześniejszymi przypuszczeniami poddał się korekcie. Spadki cen tak chętnie kupowanych w ostatnim tygodniu długoterminowych obligacji, pokazały, że spekulacyjne fundusze zaczęły realizować zyski. Część inwestorów uświadomiła sobie też, że rządy liberalno-chłopskiej koalicji wcale nie będą tak proste, jak mogło się wcześniej wydawać. Partia Donalda Tuska będzie zmuszona pójść na pewne ustępstwa, a dodatkowo silnym przeciwnikiem mogącym zablokować część pomysłów, będzie prezydent Lech Kaczyński. Dodatkowo prezydencki minister, Michał Kamiński powtórzył, że głowa państwa pozostaje sceptyczna w kwestii szybkiego przyjęcia euro. Na zachowanie się złotego wpływ mogły mieć także wspomniane wcześniej obawy, co do komunikatu FED i możliwego pokrywania sporych krótkich pozycji w dolarze na rynkach międzynarodowych. Większego znaczenia nie miało natomiast posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej, które zgodnie z oczekiwaniami nie przyniosło zmian w poziomie stop procentowych (4,75 proc.). I tak o godz. 14:00 za jedno euro płacono średnio 3,6420 zł, za dolara 2,5220 zł, a za franka 2,1720 zł. Preferowanym scenariuszem na najbliższe dni jest kontynuacja rozpoczętego w poniedziałek osłabienia złotego. Zgodnie z wcześniejszym scenariuszem kurs euro może wzrosnąć do poziomu 3,67 zł. Silne wsparcia to okolice 3,63-3,6350 zł.
Marek Rogalski
Główny Analityk