Na obu parach doszło do przebicia ważnych poziomów wynikających z analizy technicznej.

Rynek lokalny w dniu dzisiejszym poruszał się pod dyktando eurodolara oraz systematycznie pogarszającej się sytuacji na GPW. Indeks dwudziestu największych spółek notowanych na warszawskim parkiecie zanotował spadek rzędu 1,9% względem zamknięcia na wczorajszej sesji. W wyniku tego na koniec tygodnia za jedno euro należy zapłacić 3,6370 złotego. Kurs USDPLN kończy tydzień na poziomach 2,4770. Należy jednak dostrzec fakt, że wczorajsze straty giełdy nie wywołały skoku kursów złotego podobnego do dzisiejszego: dopiero ruch inwestorów zagranicznych, wycofujących się z większości rynków wschodzących, pomógł osłabić złotego. Dowodem na poparcie takiej tezy jest ruch USDJPY: na koniec dnia obserwujemy 110,60 na tej parze.

Na uwagę zasługują odczyty opublikowanych danych makroekonomicznych. Deficyt amerykańskim bilansie handlowym wyniósł 56,4 mld USD co daje nieco niższy odczyt niż prognozowano (58 mld), razem z danymi na temat bilansu poznaliśmy ceny w imporcie (wzrost o 1,8% m/m) oraz eksporcie (0,9% m/m) oba odczyty wypadły powyżej prognoz, można było się tego spodziewać biorąc pod uwagę słabego dolara: ceny dóbr importowanych kwotowane są w walutach obcych, co automatycznie sprawia, że stają się przy deprecjacji waluty lokalnej wyższe, natomiast ceny eksportu wzrosły wskutek wzrostu popytu na amerykańskie dobra (co widać również w odczycie danych o saldzie obrotów handlowych). Coraz częściej mówi się, to właśnie ceny dóbr importowych, które na fali osłabiającego się dolara rosną w dynamicznym tempie, będą miały kluczowy wpływ na decyzje Rezerwy Federalnej w sprawie stóp procentowych, oczekiwania rynków finansowych są jednak w obecnej chwili - gdy wciąż nie ujawniono wszystkich strat poniesionych z powodu kryzysu kredytowego - równie mocnym środkiem nacisku na FOMC. Na koniec dnia poznaliśmy pierwszy listopadowy odczyt indeksu nastroju publikowanego przez Uniwersytet Michigan, po raz kolejny wynik nie zachwycił - 75 punktów przy prognozie 80 pkt. to najniższy od dłuższego czasu wynik. Czy możliwe zatem jest bardziej długotrwałe wzmocnienie "zielonego"? Jedynie, jeśli rynek zinterpretuje dane tak słabe jak dzisiejszy indeks Michigan jako zapowiedź światowego kryzysu - wtedy amerykańskie obligacje znów odzyskają amatorów. Wydaje się jednak, że rynek wierzy w napędową siłę Europy oraz rynków wschodzących, a to co obserwowaliśmy dziś - jest jedynie przejściowym "humorem".