Pokusa do realizacji zysków nikogo nie dziwi, jeżeli są one spore. A jeżeli uwzględnimy skalę umocnienia polskiej waluty we wrześniu i październiku, to są one ogromne. Złoty zyskał wtedy znacznie więcej, niż waluty regionu, w czym pomogły m.in. wyniki wyborów parlamentarnych i związane z tym oczekiwania na przyspieszenie reform. To jednak okazało się nie być takie łatwe. Aby pozyskać koalicjanta Platforma Obywatelska musiała "zmiękczyć" swój liberalny program, a z braku czasu najpewniej nie uda się dokonać poważnych zmian w przyszłorocznym budżecie. W efekcie deficyt w 2008 r. może być wyższy od tegorocznego, co niewątpliwie rozczaruje wielu ekonomistów, którzy oczekiwali bardziej radykalnych cięć po stronie wydatków. Jeżeli jeszcze uwzględnimy fakt, że globalne otoczenie makroekonomiczne zaczyna się pogarszać i tym samym polska gospodarka może spowolnić, co ujemnie odbije się na przyszłych wpływach do budżetu, to przyjęcie euro wcześniej niż w 2012-2014 r. można włożyć między bajki. W efekcie wcześniejszy optymizm zaczął wyparowywać, a pogarszające się nastroje na światowych rynkach tylko przyspieszyły decyzję o realizacji zysków i redukcji stanu posiadania polskich aktywów.
W ostatnich raportach pisałem, że tylko kolejne "rewelacyjne" informacje z krajowego rynku mogłyby uchronić złotego przed osłabieniem. Tymczasem opublikowana wczoraj październikowa inflacja na poziomie 3,0 proc. r/r nie była zaskoczeniem, gdyż taką wartość prognozowało już wcześniej ministerstwo finansów. Oczywiście można i należy dyskutować, czy odpowiedzialny za ten fakt wzrost cen żywności i energii będzie krótkotrwały, czy też przerodzi się w dłuższą tendencję. Bliższa jest mi ta druga teza, która powinna już teraz zmusić Radę Polityki Pieniężnej do bardziej radykalnych działań, o czym wspomniał dzisiaj jeden z najbardziej radykalnych "jastrzębi", Dariusz Filar. Jednak całej RPP bliższa może być opinia Haliny Wasilewskiej-Trenkner, iż trzeba unikać konieczności podjęcia decyzji o podwyżce wyższej, niż 25 p.b. To tłumaczy, dlaczego wczorajsze dane o inflacji nie doprowadziły do umocnienia złotego i w efekcie zwyciężyły czynniki międzynarodowe.
A sytuacja na rynkach akcji nie jest najlepsza. Wtorkowy, silny wzrost amerykańskich indeksów za Oceanem słusznie został odebrany jako jednorazowy wyskok i dosyć szybko powróciły obawy o kondycję całego rynku, które zaowocowały wczoraj powrotem do spadków. Od zniżek zacznie się też najprawdopodobniej dzisiejsza sesja w USA, na co wskazują notowania kontraktów terminowych. Inwestorzy najbardziej boją się informacji, które potwierdzałyby najgorszy dla posiadaczy akcji scenariusz, że skutki kryzysu na rynku finansowym zaczynają być odczuwalne także w pozostałych sektorach gospodarki. Stąd prosty wniosek, że dekoniunktura utrzyma się dłużej, a obecne wyceny spółek są za wysokie. Dodatkowo część inwestorów zaczęła uświadamiać sobie to, co tak naprawdę powinno być oczywiste od końca października. Obniżka stóp procentowych 11 grudnia przez FED nie jest pewna, gdyż członkowie Zarządu Rezerwy Federalnej mogą obawiać się o wzrost presji inflacyjnej, czemu dali wyraz w komunikacie po ostatnim posiedzeniu (31.X). Kluczowe w tym względzie mogą być dzisiejsze dane o październikowej inflacji konsumenckiej (CPI), które poznamy o godz. 14:30. Odczyt wyższy od zakładanych 0,2 proc. m/m i 2,2 proc. r/r w ujęciu bazowym, potwierdziłby obawy członków FED. Istotne dla nich mogą być także jutrzejsze publikacje danych o napływie kapitałów netto do USA we wrześniu, które poznamy o godz. 15:00. Jeżeli będzie to miesiąc kolejnego wyraźnego ich odpływu, to wzrosną obawy związane z przyszłym finansowaniem ogromnego amerykańskiego deficytu na rachunku obrotów bieżących. Będzie to poważny problem dla tamtejszej administracji i banku centralnego. Czy podejmą oni działania zmierzające do odwrócenia negatywnego wizerunku dolara? Tak czy inaczej nie będzie to łatwe.
A co w krótkoterminowej perspektywie wydarzy się na rynkach walut? Wydaje się, że dolar po obserwowanym w ostatnich godzinach umocnieniu (EUR/USD 1,4635, GBP/USD 2,0480) będącym wynikiem nerwowej sytuacji na światowych parkietach i tym samym zamykania pozycji na lokalnych rynkach akcji, wejdzie w najbliższych godzinach w okres stabilizacji, która przerodzi się w jego ponowne osłabienie. Większe znaczenie od dzisiejszych danych o inflacji CPI w USA o godz. 14:30 będą mieć wspomniane wcześniej jutrzejsze dane o napływie kapitałów z godz. 15:00, które będą niosły ze sobą dużą nerwowość. Wydaje się zatem, że okolice 1,46 na EUR/USD i 2,04 na GBP/USD dobrze spełnią rolę wsparć do końca tygodnia. Sytuacja techniczna wskazuje jednak, że następne dni mogą przynieść próbę dalszego umocnienia dolara. Może być ono wyraźniejsze względem funta, który ostatnio traci niejako potrójnie. Po pierwsze za sprawą wspomnianego wcześniej globalnego wzmocnienia amerykańskiej waluty za sprawą turbulencji na rynkach akcji. Po drugie przez zamykanie pozycji przez inwestorów na walutach z grupy "carry-trade". Po trzecie w wyniku zwiększenia oczekiwań odnośnie obniżki stóp procentowych przez Bank Anglii w I kwartale 2008 r., co wynikło po wczorajszej publikacji projekcji inflacyjnej. A co ze złotym? Poziomem docelowym dla pary EUR/PLN wydają się być okolice 3,6850 zł wyznaczane na podstawie dwóch kanałów trendu. Natomiast w przypadku USD/PLN powinniśmy utrzymać wsparcie na 2,50 zł, co zaowocuje w przyszłym tygodniu dalszymi zwyżkami tej pary.
Sporządził: