Tak silnej przecenie oparły się tylko notowania USD/PLN, które straciły ponad 3 grosze. Był to wynik umacniania się amerykańskiej waluty na rynkach światowych.
Dlaczego złoty tak zyskał? Jedna z odpowiedzi tkwi w zachowaniu się giełdowych parkietów, które zgodnie z przewidywaniami zaczęły realizować obserwowany co roku scenariusz pod tytułem rajd Świętego Mikołaja. To doprowadziło do ocieplenia nastrojów wokół inwestycji na bardziej ryzykownych rynkach. Pomogły w tym informacje o woli nabycia 4,9 proc. udziałów w jednym z największych banków świata, czyli Citigroup, przez inwestycyjne ramię rządu w Abu Dhabi, a także podobne oświadczenia, które padły wczoraj ze strony ? Chińczyków.
Przedstawiciel China Investment Corporation, powstałego dzięki nadwyżkom handlowym, rządowego funduszu o aktywach rzędu 200 mld zł, nie wykluczył możliwości dokonania długoterminowych inwestycji w amerykańskim sektorze finansowym. Inwestorzy odebrali to jako znaki, iż najgorsze w sektorze "subprime" już minęło, a wyceny akcji mogą być już niskie. O to, czy tak rzeczywiście jest można się długo sprzeczać - warto jednak pamiętać o tym, że bankowe szafy chowają w sobie jeszcze wiele "trupów", które poznamy do wiosny 2008 r., a ryzyko "recesji wzrostu" w Stanach Zjednoczonych wciąż się utrzymuje. Inwestorzy jednak wyraźnie pragną odbicia przed końcem roku i starają się interpretować informacje na swoją korzyść. Tym samym ignorowane są słabe dane makroekonomiczne z USA (zamówienia na dobra trwałego użytku, zaufanie konsumentów sprzedaż domów, cotygodniowe bezrobocie), a uwzględnia się znaczenie historycznych w zasadzie danych o wzroście PKB w III kwartale (drugi odczyt okazał się lepszy i wyniósł 4,9 proc.), czy też powraca teoria zbawiennego działania obniżek stóp procentowych na gospodarkę. I istotnie dzięki wypowiedziom Donalda Kohna i Bena Bernanke (wiceszefa i szefa FED) w ostatnich dniach, iż bank centralny powinien pozostawać "czujny i elastyczny", gdyż ryzyka dla wzrostu gospodarki pozostają wciąż duże, jeszcze bardziej wzrosły oczekiwania, iż stopy procentowe spadną o 25 p.b. podczas posiedzenia 11 grudnia b.r.
Prawda jest jednak taka, że członkowie FED nadal są podzieleni, część z nich wskazywała na ryzyko wzrostu inflacji i nie ma pewności, czy w grudniu bank centralny rzeczywiście postąpi zgodnie z wolą rynku. Wtedy można będzie spodziewać się jeszcze wyraźniejszej aprecjacji dolara (który zyskiwał ostatnio za sprawą kończącego się w listopadzie roku obrachunkowego dla części instytucji, ale i w pewnej części poprawy nastrojów na amerykańskiej giełdzie). Wróćmy jednak do naszego złotego. Drugą i podstawową przyczyną jego aprecjacji było korzystne otoczenie makroekonomiczne. Podwyżka stóp procentowych, mimo iż RPP nie zaskoczyła jej skalą (25 p.b.) zwiększyła atrakcyjność inwestycji w polskie aktywa, zwłaszcza, że komunikat towarzyszący tej decyzji był dosyć "jastrzębi" i nie wykluczał dalszych posunięć w przyszłości. Członkowie RPP zwrócili uwagę na ryzyko wystąpienia tzw. efektu drugiej rundy, co może oznaczać bardziej zdecydowane działania. Opinie, co do konieczności kolejnej podwyżki stóp już w grudniu są jednak podzielone. Można oczekiwać, że skrystalizują się one dopiero w sytuacji, kiedy inflacja w listopadzie zaczęłaby się niebezpiecznie zbliżać do poziomu 3,50 proc. r/r (chociaż o ryzyku naruszenia tej górnej granicy banku centralnego w I kwartale mówił nawet sam prezes NBP uchodzący bardziej za "gołębia" w Radzie). Za szybkimi podwyżkami stóp procentowych przemawiają dane o wzroście gospodarki. Jak podał w piątek rano GUS dynamika PKB w III kwartale przewyższyła oczekiwania rynku i wyniosła 6,4 proc. r/r, głównie dzięki popytowi krajowemu i inwestycjom. Z kolei dane o wzroście produkcji przemysłowej, czy sprzedaży detalicznej w październiku sugerują, iż IV kwartał może być równie dobry. To bardzo dobre informacje dla kapitału portfelowego szukającego alternatywy dla pomału rozpoczynającego się cyklu obniżek stóp procentowych na świecie. Dodatkowo minimalizacji ryzyka inwestycyjnego sprzyjają ostatnie wypowiedzi przedstawicieli trzech czołowych agencji ratingowych (Moody?s, Fitch i Standard&Poors), którzy nie wykluczyli podwyższenia perspektywy ratingu Polski w przyszłym roku. Warunkiem będą oczywiście postępy w reformie finansów publicznych. To może sugerować, że w perspektywie najbliższych tygodni (do Świąt) złoty będzie nadal się umacniać, a poziom 3,60 zł za euro nie będzie żadną barierą "nie do pokonania". W perspektywie kilku dni możliwa jest jednak techniczna korekta w okolice 3,64 zł, którą warto będzie wykorzystać do otworzenia nowych pozycji w naszej walucie. W przypadku USD/PLN wiele będzie zależeć od zachowania się EUR/USD. A analiza tej pary sugeruje, że USD/PLN będzie spadał znacznie wolniej niż EUR/PPLN, a w najbliższych dniach może mieć miejsce korekta w kierunku 2,4750 zł.
Najbliższe dni mogą zatem przynieść kontynuację umocnienia się dolara na rynkach światowych, na co wskazują także notowania "koszykowego" US Dollar Index. Ostatnie dni pokazały, że na rynkach dokonała się pewna zmiana "postrzegania rzeczywistości". Lepsze dane o wzroście gospodarczym w strefie euro w III kwartale (drugi odczyt pokazał 2,7 proc. r/r), a także listopadowy wzrost inflacji CPI do najwyższego poziomu od ponad 6 lat, nie zrobiły szczególnego wrażenia na inwestorach. Są oni przekonani, że niezależnie od tego, Europejski Bank Centralny nie zdecyduje się już na podwyżki stóp procentowych, a rosnące ryzyko spowolnienia światowej gospodarki wymusi ich obniżkę już w III kwartale przyszłego roku. Jeszcze szybciej może do tego dojść w Wielkiej Brytanii. Mimo, że członkowie Banku Anglii wydają się być podzieleni co do jej terminu (możliwy wydaje się też termin 6 grudnia), to zgodnie wydają się zauważać rosnące zagrożenia dla wzrostu tamtejszej gospodarki. Tym samym w nadchodzącym tygodniu notowania GBP/USD mogą być pod presją spadkową. Kluczowe w tym względzie będzie pokonanie wsparć na 2,06 i dalej 2,0550. Dla EUR/USD kluczowy będzie poziom 1,4680 wyznaczany przez wzrostową linię kanału trendu od sierpnia b.r.