O wczorajszej sesji w Stanach wiele ciekawego napisać nie można. Niewielki spadek cen i tak miałby graniczone znaczenie dla naszych graczy, a w chwili obecnej i tak nie ma on żadnego znaczenia, bo kontrakty za oceanem wykazują lekką zwyżkę. Tym samym niwelują w dużej części nawet ten niewielki spadek, jaki wykonały indeksy w trakcie regularnej sesji.

Nastroje nie są najlepsze. Buffett w wywiadzie na CNBC mówi o upadku gospodarki amerykańskiej z urwiska. Bank Światowy zapowiada możliwość pojawienia się spadku globalnego PKB w tym roku. Pierwszy raz od II Wojny Światowej. Nastroje próbowali poprawiać bankierzy. Bank of America podobni nie potrzebuje zasilenia w nowy kapitał. Cen banku poszła w górę o 15 proc. Pytanie tylko, na ile te zapowiedzi są rzeczywiste? Dodatkowego finansowania nie potrzebował także Lehman Bros. Do czasu. Może i teraz jest podobnie. Obecnie sytuacja na rynkach finansowych się ustabilizowała i być może można już odetchnąć, ale nadal nie wiadomo, czy ktoś nie trzyma jakiejś cuchnącej niespodzianki w szafie.

Brak publikacji makro z pewnością nie ożywi nam atmosfery. Wczoraj z tym było kiepsko i dziś lepiej nie będzie. Pierwsze ciekawsze dane pojawią się dopiero w czwartek, gdy opublikowana zostanie dynamika sprzedaży detalicznej w USA. Jutro pojawi się liczba wniosków o kredyt hipoteczny, ale nie jest to dla rynku zmienna najważniejsza. Zatem z jednej strony może to oznaczać przedłużający się okres braku decyzji. W przypadku polskiego parkietu nie jest to może takie złe, ale w przypadku notowań w Stanach sprawa ma się już nieco inaczej, gdyż tam mamy do czynienia z wahaniami tuż nad niedawno wyznaczonymi dołkami bessy. Brak aktywności popytu w tych rejonach nie za dobrze świadczy o kupujących.