Ostatnia sesja przed przerwą świąteczną rozpoczęła się w dobrych nastrojach, co było zasługą wzrostu cen w USA oraz na rynkach strefy azjatyckiej. Optymizmu starczyło na tyle, że pozytywne otwarcie w trakcie prologu zostało poprawione. Rozruch notowań na rynku akcji zakończył przyjemną dla byków fazę sesji.
Od samego początku notowań na rynku kasowym widoczna była podaż. Jej wielkość była na tyle znaczna, że nawet spory popyt nie był w stanie wybronić cen. Obie strony były aktywne, co zaowocowało znacznym obrotem. Już po nieco ponad dwóch godzinach wynosił on 0,5 mld złotych. Później było już spokojniej, ale też ceny już nie spadały.
Minimum dnia zostało ustalone około 11.30. Od tej chwili kreślona była konsolidacja, co jak wiemy, nie sprzyja dynamice wzrostu obrotu. Handel powoli wygasał. Wydawało się, że w marazmie doczekamy publikacji danych makro w USA, która zaplanowana była na 14.30. Jednak rynki na całym świecie wybiły się w trendów bocznych już pół godziny wcześniej. Przyczyną tej pobudki były informacje o lepszych niż wcześniej zapowiadano wynikach Wells Fargo.
To podniosło wyceny amerykańskich spółek sektora finansowego, a wiec wpłynęło na większą chęć do podejmowania ryzyka. Ten wzrost cen wyglądał na nieco wyciągany i przyznam, że nie przypuszczałem, że zostanie utrzymany do końca dnia. Tymczasem nie tylko został utrzymany, ale około 15.00 rynek wyznaczył nowe maksima dnia. Dane, na które wcześniej wszyscy czekali, wsparły byków.
Wprawdzie ceny importu nie są już tak ważne (inflacja nie straszy), a liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych nie zaskoczyła, to znacznie niższy od prognoz był deficyt bilansu handlowego w USA. Różnica około 10 mld dolarów przy wartości deficytu wynoszącej 26 mld dolarów to jest już coś, co mogło rynkami ruszyć. Dzień i tydzień zakończyliśmy w dobrych nastrojach. Czwartkowy wzrost cen był na tyle duży, że umożliwia podniesienie wsparcia, którego pokonanie mogłoby być uznane za sygnał utraty przewagi popytu.