Ostatnia sesja tygodnia zakończyła się przecenę przekraczającą 3 proc. W przypadku indeksu było to nawet 3,7 proc., a minimum sesji zostało wyznaczone na końcowym fixingu. Łatwo więc zauważyć, że nastroje wśród inwestujących na polskim rynku nie były wczoraj najlepsze. Ta mizeria nie zmienia faktu, że rynek w horyzoncie kilku tygodni nadal jest pod władaniem popytu. Te dwa dni, bo zaczęło się już w czwartek, tego nie zmieniły.
W trakcie wczorajszej sesji nie było już tylu danych makro, ile pojawiło się w dniach poprzednich. Trzeba też przyznać, że te, które się pojawiły, nie były szczególnie zajmujące. Kogo bowiem interesuje w tej chwili wielkość deficytu bilansu handlowego strefy euro? Sądząc po reakcji, nikogo. Co ciekawe, okazał się on dużo mniejszy od prognoz, ale notowania akcji i walut przyjęły to z obojętnością.
Także dane dotyczące dynamiki wynagrodzeń w polskich przedsiębiorstwach pozostały bez echa. Tempo wzrostu płac ponownie wzrosło, ale nikt się tym nie przejął, zapewne przyjmują, że jest to raczej odchylenie niż poważniejsza zmiana. Słabość rynku pracy sugeruje raczej zmniejszanie się presji na wzrost płac. Pracownicy mają teraz zdecydowanie mniej korzystną pozycję negocjacyjną. Oczywiście nie mówimy o górnikach, którzy zawsze mogą wyjść na ulicę i spalić kilka opon.
Jedyną ciekawą publikacją, która także nie wywołała większej reakcji, była wartość wskaźnika nastrojów amerykańskich konsumentów. Okazała się ona wyższa od prognoz. Wskaźnik przestał spadać, a jego kwietniowa zmiana była całkiem spora. To kolejny sygnał potwierdzający wcześniejsze przypuszczenia, że konsumpcja w USA nie będzie się już pogarszać. Wprawdzie nadal mamy kurczący się rynek pracy, ale z drugiej strony generowany jest popyt ze strony administracji rządowej.
Początek przyszłego tygodnia zaczniemy od obserwacji zmian na rynku względem poziomu wsparcia, które znajduje się w okolicy 1620 pkt. Pokonanie tego poziomu przez wykres cen może dla części graczy oznaczać ustanie sensowności oczekiwania na dalszy wzrost cen. Dla nich taka sytuacja oznaczałaby wejście rynku w fazę neutralną. Na oczekiwanie na spadek cen byłoby chyba jeszcze zbyt wcześnie. Przełamanie wspomnianego poziomu jeszcze nie mogłoby zostać uznane za sygnał przewagi podaży. Na razie przewagę ma popyt, i tego się trzymajmy.