Wydarzeniem wczorajszego dnia był wynik dwudniowego posiedzenia amerykańskiego Komitetu Otwartego Rynku. Prawdę mówiąc, wynik był taki, że każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Zarówno pesymiści, jaki optymiści doszukiwali się argumentów za swoim punktem widzenia i zwykle go znajdywali. Z jednej strony bowiem nie zmieniono stóp procentowych (chyba poważnie nikt na to nie liczył), ale i sama treść komunikatu nie poddana została wielkiej przebudowie względem tego, co mieliśmy okazję przeczytać poprzednim razem. Z drugiej strony pojawił się sygnał zapowiedzi możliwości wycofania się władz monetarnych z programu zakupów obligacji na rynku wtórnym. Jedni odbierają to jako pozytyw, bo może to wskazywać na to, że Fed już nie widzi konieczności wspierania pieniądzem gospodarki aż w takiej skali, a inni powiedzą, że to żadna nowina, skoro z zaplanowanej puli 300 mld dolarów wykorzystano już 250 mld dolarów, a więc program musi powoli wygasać i z tego faktu pocieszające jest tylko to, że nie trzeba powiększać zakupów na rynku.
Fed jest na razie bardzo ostrożny w okazywaniu optymizmu w stosunku do sytuacji makroekonomicznej. Wygląda na to, że członkowie komitetu doszli do wniosku, że ostatnie sygnały wyhamowania tendencji recesyjnych są jeszcze w zbyt wczesnej fazie, by już oficjalnie pozwolić sobie na optymizm. W opinii wielu analityków Fed musi obecnie stąpać bardzo delikatnie, gdyż każdy gest, każde słowo jest odbierana jako przygotowania pod proces, który dla wszystkich wydaje się nieunikniony – proces wycofywania polityki pieniężnej z wysokiego poziomu ekspansywności na niższe. W końcu przyjdzie bowiem czas na to, by stopy procentowe podnosić, a pompowany w ostatnim roku pieniądz z rynku ściągać. Nie będzie to zapewne proces szybki i gwałtowny, ale już teraz poszukuje się wskazówek, kiedyś się on zacznie. Na razie Fed jest w tym temacie wstrzemięźliwy, ale z tego też powodu z uwagą będą śledzone każde wystąpienia członków rezerwy federalnej, by odnaleźć w nich ślady możliwych przyszłych ruchów, czy też choćby tylko sposobu myślenia decydentów.
Wróćmy jednak do dnia dzisiejszego. Początek sesji, niezależnie jak optymistyczny, to jest tylko początek. Strona popytowa ma zadanie znacznie trudniejsze, bo musi się uporać z faktem wtorkowej przeceny, a więc po prostu tę przecenę zanegować. Wczorajsza końcówka narobiła nadziei, ale sprawa nie jest taka prosta. Tym bardziej, że rynku światowe nie są aż tak poważnym wsparciem. Umacniający się złoty lekko pomaga, choć to w tej chwili także nie jest kluczowe wsparcie. Popyt ma szansę dziś powalczyć, ale przyznam, że nie jestem wcale przekonany, czy się to uda. Nie jest wykluczone, że będziemy się wahań w okolicy wczorajszych wartości. Być może dopiero jakaś publikacja byłaby nas w stanie wyrwać. Na polską inflację raczej nie ma co liczyć, ale już sprzedaż detaliczna w Stanach mogłaby, gdyby okazała się znacznie lepsza od prognoz.