W wyniku bankructwa czwartego największego banku inwestycyjnego nagle na lodzie zostało 27 tysięcy osób – tylu Lehman Brothers miał pracowników. Sporą część stanowisk udało się ocalić, gdyż nowojorski biznes bankruta bardzo szybko przejął brytyjski Barclays (który, jak się okazało niedawno dzięki ustaleniom brytyjskiej gazety „The Guardian”, w feralny weekend 13-14 września nie stał się wybawcą Lehmana jedynie dlatego, że nie mogły się ze sobą dogadać władze finansowe USA i Wielkiej Brytanii), a część operacji w Londynie i Japonii kupił japoński bank Nomura. Po roku większość pracowników, których najbardziej bezpośrednio dotknęła upadłość, przywykła już do życia bez Lehmana.
Ale prawie dwóm tysiącom osób Lehman wciąż daje zatrudnienie. Taka właśnie rzesza ludzi zajmuje się robieniem porządków po bankrucie. Już samo ogarnięcie dawnej struktury banku jest karkołomnym zadaniem. Plajta dotyczyła jednej firmy – nowojorskiego holdingu Lehman Brothers, lecz na całą grupę składało się ponad 3 tys. podmiotów rozsianych po USA i po świecie, które działały w niemal każdym segmencie rynku finansowego. Tylko brytyjski i amerykański oddział były stronami około 2,5 miliona transakcji o nominalnej wartości liczonej w bilionach dolarów. Pojedyncze podmioty miały pootwierane z Lehmanem nawet po kilkadziesiąt tysięcy pozycji.
Zadaniem dla administratorów poszczególnych części bankruta – na całym świecie działa 27 takich podmiotów – jest m.in. odtworzenie tych transakcji i próba odzyskania części pieniędzy. Duża część pozycji wkrótce po plajcie została zamknięta przez drugie strony ze stratą dla Lehmana. Inne wciąż są otwarte. Trzeba je wycenić, sprawdzić, która strona jest (lub byłaby) na dany moment dłużnikiem, i rozliczyć. Dotyczy to szeregu instrumentów – akcji, obligacji, derywatów czy bardziej skomplikowanych papierów jak swapy kredytowe. Odpowiadająca za administrację majątku nowojorskiej centrali firma Alvarez & Marsal chwali się, że odzyskała już ponad 12 mld dolarów. Ale to tylko część całego rachunku.
Dziś nikt nie jest w stanie powiedzieć, ile wynoszą obecnie aktywa pozostałe po Lehmanie. Ale na pewno jest to dużo mniej niż przed rokiem. A jest to bardzo istotne dla osób i instytucji – byłych pracowników, maklerów, podmiotów posiadających papiery wystawione przez bank – oczekujących na odszkodowania. W tym podmiotów z grupy Lehmana, które w momencie bankructwa spółki matki stały się jej wierzycielami.
– Jest dość oczywiste, że nikt nie odzyska w całości ulokowanych kwot – szczerze przyznaje Ann Cairns, dyrektor zarządzająca z Alvarez & Marsal. Nowojorska centrala w momencie ogłaszania bankructwa odpowiadała za mniej więcej jedną trzecią globalnych aktywów grupy. Nad resztą pieczę sprawuje dziś 26 innych administratorów na całym świecie, w tym firma doradcza PricewaterhouseCoopers, która jest głównym nadzorcą majątku banku w Europie. Do 22 września wszyscy zarządcy spuścizny po Lehmanie mają czas na złożenie pozwów o odszkodowania od spółki matki. PwC zapowiedziało, że z samej Europy pójdą wnioski o wypłatę ponad 100 mld dolarów. Z brytyjskich aktywów bankruta PwC już zwróciło uprawnionym podmiotom 13,1 mld dolarów. Wypłatę kolejnych 9 mld dolarów zablokował w zeszłym miesiącu sąd.