Druga sesja tygodnia, podobnie jak ta pierwsza, nie była zbyt zajmująca. Przez większość czasu przeznaczonego na notowania kursy wahały się w wąskim przedziale, co sprawiało, że dzień należało uznać za nudny. Nie zmieniają tej opinii krótkie chwile większych wahań, jakie miały miejsce na samym początku dnia i tuż przed jego zakończeniem.
Niezależnie jak oceniamy przebieg sesji jej wynik jest za to wyraźny - przewagę miał popyt. Sesja rozpoczęła się i zakończyła zwyżką cen. Poziom zamknięcia znajduje się nad poziomem otwarcia. Czy trzeba czegoś jeszcze?
Co wynika z tej przewagi popytu? Poziom wczorajszego zamknięcia pozwala na realne rozważania na temat możliwości pojawienia się próby ataku na szczyt tegorocznego trendu. Jest całkiem możliwe, że taki atak się pojawi i jest całkiem możliwe, że jego skutkiem będzie nowy tegoroczny rekord.
Strona popytu ma o tyle utrudnione zadanie, że pojawienie się nowego rekordu wcale nie musi oznaczać zdynamizowania wzrostu cen. Ba, mając w pamięci dotychczasowe zachowanie podaży, można przypuszczać, że nowe rekordy jeszcze tylko podsycą apetyt na grę na spadek cen.Ten paradoks jest tylko pozorny. Musimy mieć bowiem świadomość, że wielu graczy wychodzi z założenia, że bliskość oporów sprzyjać będzie obozowi niedźwiedzi. Tym razem mowa o dwóch ważnych oporach, które obecnie zbiegają się w okolicy 2500 pkt.
Pierwszy to linia trendu równoległa do wewnętrznej linii trendu oparta o szczyt z listopada ubiegłego roku oraz tegoroczne szczyty z sierpnia, października i listopada. Do tej pory linia ta spełniała swoje zadanie, a więc nie ma powodu, by nie przypuszczać, że i tym razem je spełni. Z drugiej strony jej pokonanie rozwiązałoby problem uznania, która koncepcja techniczna jest obecnie obowiązująca - byłby nią stromy kanał wzrostowy, od dolnego ograniczenia którego w piątek odbiły się ceny. Przełamanie poziomu 2500 pkt nie będzie jednak łatwe, gdyż jest to okolica, która w przeszłości była miejscem ważnych punktów zwrotnych.