Serwisy radośnie nam oznajmiają, że Nikkei zaliczył dziś najwyższy poziom od dwóch tygodni. Ładnie brzmi, choć oznacza to tylko tyle, że indeks giełdy tokijskiej zyskał 0,38 proc. Szału więc nie ma, ale dzięki temu jest możliwość rozpoczęcia notowań od zwyżki cen, choć zapewne niewielkiej.

Nie start tu jednak jest ważny, ale to, co będzie się działo później. Popyt nie ma łatwego zadania, choć panujące na rynku nastroje raczej sprzyjają zwyżkom. Do optymizmu jest bowiem daleko. Właściwie to będą sprzyjać, bo sądząc po wielkości LOP, jest miejsce na prawie 10k nowych kontraktów i zapewne będą się one pojawiały wraz ze wzrostem cen. Przerabialiśmy to już wcześniej nie raz. W związku z tym można przypuszczać, że podaż nie będzie kupującym sprawy ułatwiać. Niemniej za którymś razem, to niedźwiedzie będą uciekać i przełoży się to na skok cen. Zapewne nie będzie to wyglądało jak ostatnie dni na rynku złota, ale dynamika cen w chwili wykreślania szczytu powinna być znacząca, a przynajmniej powinno się wyczuwać optymizm. Tego na razie nie widać.

Co do dzisiejszej sesji to jej przebieg będzie uatrakcyjniony trzema publikacjami z USA oraz jedną ze strefy euro. O 11:00 poznamy dynamikę cen na poziomie producentów w Eurolandzie, o 13:00 opublikowana zostanie dynamika zmiany liczby wniosków o kredyt hipoteczny w USA, a dwie kolejne publikacje mają nam przybliżyć sytuację na rynku pracy, którą w szczegółach poznamy w piątek. Będzie to więc liczby planowanych zwolnień, czyli raport Challengera, oraz raport o zmianie liczby miejsc pracy w sektorze prywatnym, czyli raport ADP.