Na wczorajszej sesji powalczyliśmy na poziomie minimum wyznaczonego w ostatni piątek. Na terminowym to minimum zostało poprawione o 1 pkt, a indeks nie zszedł pod dołek z piątku, choć było blisko. Z jednej strony popyt próbował się wybronić od zejścia na niższe poziomy, ale z drugiej kupującym świtała inna koncepcja, która zakładała nie tylko odbicie od dołka, ale wyraźny wzrost cen.

Wzrost ten miałby za zadanie wyjście nad poniedziałkowy szczyt, co jednocześnie byłoby dokończeniem kreślenia formacji podwójnego dna na wykresie godzinowym. Pierwszym dołkiem byłoby wtedy wspomniane minimum z piątku, a drugim wczorajsze. Problem w tym, że na razie trudno wczorajsze notowania uznać za wykreślenie minimum. Ceny bowiem spadły na początku sesji i już do jej zakończenia nie zdołały się podnieść. W efekcie mamy do czynienia z małą konsolidacją nad wsparciem, co raczej może wskazywać na możliwość dalszej przeceny.

Czy zatem podwójne dno to mrzonka byków? Nie, ale przypomnę, że o formacji będzie można mówić dopiero, gdy ceny wyjdą nad poziom szczytu znajdującego się między budującymi tę formację dołkami. Zatem nie sam fakt zatrzymania spadku i budowanie potencjalnego drugiego dołka ma być powodem ewentualnego optymizmu, ale ewentualne wyjście nad szczyt z poniedziałku. Dopiero wtedy mamy do czynienia z formacją dołkową i jej pozytywnym wpływem na kursy. Oczywiście ten pozytywny wpływ wcale się nie musi pojawić. Nie ma formacji, które działają zawsze. Nie jest wykluczone, że takie wybicie może okazać się pułapką. Tego jednak nie wiemy teraz i nie będziemy wiedzieli w chwili wybicia. Jednak, jeśli w ogóle mamy myśleć o choćby chwilowym optymizmie, popyt musi coś pokazać, a na razie nie pokazał nic.

Minimum to teraz wspomniane wyjście nad poniedziałkowy szczyt. Od biedy, biorąc pod uwagę założenie, że w długim terminie nadal mamy do czynienia z trendem wzrostowym, to pojawienie się formacji może skutkować zmianą nastawienia na neutralne, choć trzeba od razu zaznaczyć, że taki ruch byłby w kontekście średniego terminu bardzo wczesny, a w związku z tym obarczony znacznym ryzykiem szybkiego powrotu do nastawienia negatywnego. Tym bardziej że się wydaje, iż test dołka z lutego jednak nadejdzie. Ostateczny wybór zawsze należy do inwestorów. Czekamy więc na pokonanie choćby najbliższego oporu.