Jak wspominałem ostatnio mieliśmy za sobą pięć kolejnych świec dziennych, których poziomy zamknięcia znajdowały się pod poziomem otwarcia. Zatem każda z tych świec sugerowała, że niezależnie od tego, co się działo w trakcie sesji, podaż przeważała na jej zakończeniu. Wczorajsza świeca jest kolejną w tym rządku, a więc mamy już sześć kolejnych czarnych świec.
Taki układ wykresu nie wskazuje na to, by popyt miał wielką ochotę powalczyć. Zresztą w tej chwili wykresy oddalają się od poziomów oporu, z którymi sobie gracze nastawieni optymistycznie nie poradzili. Co więc miałoby w tej chwili skłonić niezdecydowanych do większych zakupów?
Zresztą nie tylko o skłonność chodzi. Mamy obecnie kilka przesłanek wskazujących na to, że rynek będzie miał trudność ze wzrostem, a sprzyjających za to obozowi niedźwiedzi. Pierwszą jest wczorajsze zejście cen pod poziom dołka z 18 czerwca. Tym samym doszło do wykreślenia formacji podwójnego szczytu.
Ma ona swoje mankamenty, ale ma też i zalety. Mankamentem jest fakt, że formacja pojawiła się w trakcie kreślenia od kilku tygodni ruchu bocznego, a więc wszelkie zmiany w ramach tego ruchu są jakby z zasady podejrzane. Plusem jest to, że formacja pojawiła się w górnej części tego trendu bocznego i jest na tyle duża, że wcale nie sugeruje zakończenia tego trendu, ale jedynie ruch w kierunku dołka na 2280 pkt. Sugestia wybicia poza obszar tej kilkutygodniowej konsolidacji byłaby mało wiarygodna, ale wskazanie, że czeka nas ruch w kierunku dolnych ograniczeń, jest całkiem realna.
Drugą przesłanką jest przełamanie linii trendu opartej na dołkach z maja, początku czerwca i 18 czerwca, choć, jak już tu także wspominałem, uważam tą linię za średniej jakości narzędzie i z pewnością zmiany wykresu względem niej nie mogłyby być podstawą do zmian w nastawieniu.