Zachowanie indeksów amerykańskich można uznać za przyzwoite. Nie chodzi tu tylko o to, że ich wartości wzrosły po dniu, w którym zanotowały zwyżkę o 3 proc., ale też o to, że ten wczorajszy wzrost pojawił się po mało przyjemnych danych makro. Wiele serwisów jako przyczynę lepszych nastrojów podaje liczbę wniosków o zasiłek dla bezrobotnych, gdyż ta zanotowała spadek względem ubiegłego tygodnia i była nieco niższa od prognoz. Jak już wspominałem, myślę, że to jednak nie był powód poprawy sytuacji posiadaczy amerykańskich akcji. Dane są obecnie zakłócone brakiem pełnego wpływu czynników sezonowych w związku z decyzją o kontynuacji produkcji przez GM. Zresztą pozytywna reakcja na dane miała miejsce tylko krótko po ich pojawieniu się. Gdy kończyliśmy notowania skala optymizmu malała.
Rynek ogólnie zachował się przyzwoicie, choć miał powód, by zachować się inaczej. Po pierwsze, mógł wykonać jakieś negatywne odreagowanie po wzroście z dnia poprzedniego, a po drugie, mógł zareagować na słabe dane o zmianie kredytu konsumenckiego. Maj był bowiem kolejnym miesiącem spadku zadłużenia Amerykanów. Wprawdzie oczekiwano niewielkiego spadku, ale dane okazały się znacznie słabsze. Zamiast spodziewanego zmniejszenia zadłużenia o 2,3 mld dolarów zanotowano spadek o 9,1 mld dolarów. Do tego zrewidowano dane za kwiecień. Zamiast wcześniej opublikowanego wzrostu o 1 mld faktycznie odnotowano spadek o 14,9 mld dolarów. Te dwa miesiące dobitnie udowadniają, że oczekiwania na większą aktywność Amerykanów w konsumpcji na razie liczyć nie można. Przed rewizją po danych kwietniowych można było wprawdzie oceniać, że sytuacja się normuje. Teraz widać, że styczniowy wzrost był tylko sezonową anomalią w trendzie redukcji obciążeń kredytowych. Zapewne przyczyną jest tu zarówno fakt obaw Amerykanów o stan rynku pracy, które prowadzą do ostrożniejszego gospodarowania środkami, ale i nie bez znaczenia jest to, że teraz o kredyt jest trudniej, a w związku z tym na dynamiczny wzrost nie ma co liczyć. Sukcesem byłoby zatrzymanie spadku, ale jak widać, na razie i to jest trudne do osiągnięcia.
W strefie azjatyckiej nastroje wydają się być lekko optymistyczne. Bank centralny Korei Południowej podniósł dziś stopy procentowe. Jest to pierwsza podwyżka w Korei po kryzysie finansowym. Wzrost stóp właśnie dziś był dla większości analityków zaskakujący. Z 14 ankietowanych przez Bloomberga, taką ewentualność wskazało tylko czterech. Z jednej strony podwyżka stóp może być odebrana jako utrudnienie dla gospodarki, ale to dopiero pierwszy taki ruch i jest odbierany raczej jako potwierdzenie jej rozwoju. Jedna podwyżki szkody większej nie wyrządzi, a rynki bardziej się cieszą, że w ogóle pojawiły się warunki do tego, żeby tej podwyżki dokonać.
Zaczniemy więc od niewielkiej zwyżki, ale niczego ona nie załatwi. Nadal prawdopodobnie będziemy pod poziomem oporu na 2365 pkt. Po wczorajszej końcówce nie można z przekonaniem powiedzieć, że dziś pojawi się atak na ten poziom. Nie widać czynników, które miałyby wspomóc obóz byków w takich próbach. Danych makro mających potencjał na to, by wpłynąć na poziom notowań dziś nie ma. Zmiana zapasów amerykańskich hurtowników do nich nie należy. Zresztą ta publikacja pojawia się dopiero o 16:00. Wcześniej więc będziemy mieli wątpliwą przyjemność oczekiwania na koniec tygodnia. Kto wie, czy wczorajsze końcowe osłabienie nie skusi niedźwiedzi do kolejnej próby i pokonanie oporu pozostanie tylko marzeniem popytu.