To był wyjątkowy tydzień. Zaczął się w kiepskich nastrojach po sesji słabych danych, które skutkowały szeroką debatą nad możliwością pojawienia się drugiej fali recesji w USA. W ciągu tych kilku dni nastroje zmieniły się niemal o 180 stopni. Przynajmniej w kontekście obaw o nową odsłonę recesji.

We wtorek rano zaliczaliśmy nowe minimum ruchu rozpoczętego od szczytu z 6 sierpnia, a w piątek powiększana była skala zwyżki trwającej właśnie od wtorkowego minimum. Zwyżki, która pozwoliła na zmianę nastawienia na pozytywne. Ponownie realne stało się zbliżenie do szczytów trendu. Nic nie jest przesądzone, ale już sam fakt, że do szczytu z 6 sierpnia dzieli nas obecnie podobna odległość jak do dołka z wtorku, sprawia, iż nie ma podstaw, by teraz uznawać, że spadek do dołka jest bardziej prawdopodobny. Ba, to właśnie wzrost cen wydaje się bardziej prawdopodobny. Stoi za tym kilka przesłanek. Po pierwsze ostatnie publikacje oddalają perspektywę pojawienia się drugiej fali recesji. Oddalają, choć nie przesądzają sprawy.

Po drugie już przed publikacjami z tego tygodnia zachowanie cen było niewspółmiernie lepsze, niż wskazywały medialne nastroje i złowieszcze analizy. Teraz popyt otrzymał pożywkę dla wzrostu cen. Choć nie ma podstaw, by uważać, że przed gospodarką amerykańską roztacza się świetlana przyszłość, to jednak poziom strachu przed recesją powinien być mniejszy, co powinno w konsekwencji wpłynąć na wyceny. Czy ta zmiana uzasadnia podejście w okolice rekordów? Nie, nie uzasadnia, ale kto powiedział, że ruchy cen mają mieć pewne uzasadnienie? Wyceny akcji nie są tylko efektem kalkulacji i wynikiem zbiegu twardych danych. To także emocje. Te po tym tygodniu mają prawo odreagować ostatni strach.

Nastawienie pozytywne nie oznacza automatyczne, że rynek ma tylko rosnąć. Kto wie, może najbliższy tydzień będzie jakąś formą odreagowania czterech sesji wzrostu cen. Niemniej w średnim terminie oczekujemy zwyżki. Sytuację zmieniłoby zejście pod wtorkowe minimum, co byłoby wydarzeniem, bo oznaczałoby, że lepsze publikacje nie mają dla rynku znaczenia. Taki scenariusz wydaje się jednak mniej prawdopodobny. ISM dla przemysłu pozytywnie zaskoczył. Wprawdzie dla usług także, choć negatywnie, ale rynek pracy jest po stronie byków.