Sesja w Stanach? Po przerwie świątecznej Amerykanie postanowili spieniężyć część papierów, co zaowocowało spadkiem cen. Spadek ten był jednak niewielki i nie ma podstaw do większego niepokoju. Należy go traktować jako korektę poprzedniej fali wzrostów i to korektę niezbyt dużą. Nie można mówić o jakimś jednym wydarzeniu, które miałoby kluczowe znaczenie w kontekście wczorajszych zmian cen w USA. Pojawiło się kilka ciekawostek dotyczących poszczególnych spółek, ale to się dzieje każdego dnia. Jeśli już poszukiwać źródła gorszych nastrojów, to może nim być zachowanie rynku walutowego.

Wczoraj przy pasywnej postawie rynków akcji na rynku walutowym doszło do wyraźnego umocnienia się jena i dolara, a więc do przetasowania w kierunku walut uznawanych za mało ryzykowne. Pojawił się także popyt na amerykańskich obligacjach, których ceny wyraźnie wczoraj wzrosły. Jak już wspomniałem, rynki akcji w tym samym czasie były bierne. Teoretycznie powinny poddać się fali wycofania się kapitału z aktywów ryzykownych. Owszem ceny akcji spadły, ale zmiany indeksów jasno pokazują, że skala wycofania jest niewielka. Do tego poziom obrotu jest daleki od rekordów.

Prawdopodobnie niewielka skala początkowej przeceny na naszym rynku nie zmieni naszej oceny, co do jego perspektyw. Tu nadal mamy do czynienia ze wzrostem cen. Nadal także oczekujemy pojawienia się ruchu korekcyjnego, który jest wkalkulowany w każdy trend. Do tej pory skala korekty, o ile poważnie można o takowej mówić, jest niewielka. Mimo oczekiwań, być może zbyt powszechnych, ceny nie spadają, a trzymają się blisko szczytów, bądź nawet w niewielkim stopniu je poprawiają. Dzisiejszy poranny spadek cen może być przyczynkiem do pojawienia się w końcu tej większej korekty. Większej w kontekście ostatnich wzrostów. Jeśli rynek nadal ma się podnosić, to ceny nie powinny spaść pod poziom dołka z ostatniej środy.