Wczoraj o pomoc Międzynarodowego Funduszu Walutowego poprosiła Białoruś. Może się zatem okazać, iż instytucja ta ponownie będzie odgrywać istotną rolę w stabilizowaniu globalnej gospodarki. Jeśli chodzi o sytuację w Japonii, inwestorów dodatkowo martwi umacniający się jen. Inwestorzy uciekają w stronę japońskiej waluty, zaś ta bije rekordy, nie tylko wobec dolara, ale przede wszystkim wobec wielu walut z rynków wschodzących. To może mieć bardzo nieciekawe konsekwencje dla japońskich eksporterów i te obawy spowodowały, iż w nocy indeks Nikkei225 spadł poniżej poziomu 8000 pkt.
Dziś czekają nad dane odnośnie sprzedaży detalicznej w Wielkiej Brytanii (10.30 konsensus 2,2% r/r) oraz w Polsce (10.00, oczekujemy 10,7% r/r), dane dotyczące salda na rachunku obrotów bieżących w strefie euro (godz. 10.00) oraz cotygodniowe dane o nowych bezrobotnych w USA (14.30, konsensus 470 tys.). Dla rynku mogą być jednak ważniejsze wyniki spółek, a podadzą je m.in. Microsoft, Xerox i Daimler.
Waluty - EURJPY w dół z niespotykaną siłą
Parą, z której najlepiej można wyczytać zmianę sentymentu na rynku walut jest EURJPY. Jej notowania obniżyły się od początku sierpnia z poziomu 170,00 do niewiele ponad 123 dziś w nocy. Jest to zarazem poziom najniższy od końca 2002 roku, co jest kolejnym przykładem na to, że rynek puścił już w niepamięć dorobek koniunktury z ostatnich pięciu lat. Tylko w tym tygodniu notowania EURJPY obniżyły się o ponad 10%, wskazując, iż póki co, nic nie jest w stanie odwrócić sentymentu na rynku. Co więcej, jest to ruch o większej dynamice, niż ten z początku lat 90-tych, czy ten po bankructwie Rosji w 1998 roku. Jeśli na rynkach - również akcji, surowców, czy papierów dłużnych wielu krajów, ma nastąpić odreagowanie lub choćby stabilizacja nastrojów, będzie to widoczne właśnie na tej parze walutowej. Tymczasem jednak problemy z nerwowością kursów walut dotyczą całej palety rynków wschodzących, poczynając od Ameryki Południowej, przez nasz region, aż po Koreę Południową, która po latach sukcesów gospodarczych, ciągle uważana jest za emerging market.
W tej sytuacji osłabienie złotego jest niejako szablonowe. Wczoraj kurs USDPLN wzrósł w okolice 2,95, EURPLN niemal 3,80, zaś CHPLN blisko 2,55. Takie zmiany, biorąc pod uwagę ich dynamikę są generalnie niekorzystne dla gospodarki. Zwiększy się co prawda rentowność eksportu, jednak podrożeją dobra importowane, co zwiększy koszty inwestycji. Dodatkowo należy oczekiwać negatywnego wpływu na konsumpcję, ze strony gospodarstw domowych, które mają kredyty w walutach obcych (według naszych szacunków miesięczne obciążenie z tytułu rat kredytowych w walutach obcych wzrośnie o nieco ponad 75 mln złotych w relacji do sierpnia). Ponadto, gdyby obecne poziomy kursu utrzymywały się przez dłuższy okres, zrodzi to impuls inflacyjny. Wreszcie silne zmiany kursowe utrudniają podejmowanie decyzji (co widać choćby przez pryzmat mniejszej aktywności w wymianie walut), co również negatywnie wpływa na gospodarkę. Nie można wykluczyć, iż dziś za dolara trzeba będzie płacić już 3 złote, dokładnie w trzy miesiące po tym, jak kosztował on 2 złote i jeden grosz.