Tam ceny rosną, ale także rozważa się możliwość pojawienia się korekty. Zatem jak tu kupować, skoro tam zaraz może zacząć spadać? A jeśli nie spadło? To znaczy, że ciąg zwyżek jest jeszcze dłuższy, a więc prawdopodobieństwo spadku jeszcze większe. Błędne koło. W efekcie spadać ceny nie mogą, bo przecież na Zachodzie rośnie, ale także nie rosną, bo na Zachodzie wkrótce zacznie spadać. Rynek nie jest w stanie podjąć decyzji, czy wyjść na nowe rekordy i naśladować dotychczasowy ruch takich indeksów jak średnia przemysłowa Dow Jones, S&P500, czy może niemiecki Dax. Alternatywą jest spadek pod poziom dołka z poprzedniego poniedziałku, czyli formacji wyspy na wykresie intra cen kontraktów na WIG20.
Wczoraj przez chwilę wydawało się, że popyt będzie próbował swoich sił. Przed południem pojawiła się mała podaż, ale nie zdołała ona wybić notowań z konsolidacji. Obrona rynku zastanawiała. Jednak popyt, nawet jeśli próbował zagrać mocniej, to nie miał wczoraj szczęścia. Najpierw pojawiła się informacja o podwyżce stóp procentowych w Chinach o kolejne 25 pkt bazowych. Gdy okazało się, że nie wywołało to reakcji, ponownie rynek dzielnie się bronił przed zakusami podaży. Wtedy opublikowano dane o dynamice produkcji przemysłowej w Niemczech. Okazało się, że dynamika wyniosła -1,5 proc., choć oczekiwano niewielkiego wzrostu produkcji. Rynek o dziwo na te dane zareagował, wyznaczając nowe minimum sesji. Było to dziwne, gdyż ceny polskich akcji niezmiernie rzadko reagują na informacje dotyczące gospodarki strefy euro czy Niemiec. Reakcji można oczekiwać zazwyczaj po publikacji danych dotyczących gospodarki polskiej lub amerykańskiej.
Dopiero w końcówce sesji popyt ponownie spróbował sił. Krótka fala zakupów podniosła ceny o kilka punktów. Niestety, była to za krótka fala, po której nic się nie wydarzyło. Ostatecznie sesja zakończyła się bardzo małą rozpiętością. Mała zmienność to przesłanka za tym, że wkrótce pod tym względem będzie lepiej. Może już dziś?