Cena ropy naftowej wczoraj skoczyła w górę. Jednodniowa zmiana jest wydarzeniem głównie dla spekulantów, ale jeśli wzrost ten będzie kontynuowany zacznie to być czynnikiem hamującym rodzący się wzrost gospodarczy. Już ocenia się, że jeśli cena ropy wzrośnie do 120 dolarów za baryłkę (wersja „słodka”) i pozostanie tam przez dłuższy czas wpłynie to spowalniająco na dynamikę wzrostu gospodarczego, a jednocześnie będzie podgrzewała napięcia inflacyjne. Banki centralne w takiej sytuacji będą raczej wstrzymywać się z decyzjami zacieśniania polityki pieniężnej argumentując, że wzrost ceny ropy jest czynnikiem zewnętrznym, na który nie mają one wpływu, a możliwość spowolnienia wzrostu PKB będzie zniechęcać do walki z inflacją. Takie podejście dotyczy gospodarek rozwiniętych, które nie muszą w takim stopniu walczyć o kapitał. W naszym wypadku i wypadku wielu krajów rozwijających się uważanych za bardziej ryzykowne dochodzi jeszcze czynnik walki o kapitał. Tu wskazówką będzie kurs złotego. Jego osłabienie może spowodować konieczność wsparcia ze strony RPP, co przełożyłoby się na szybszy termin kolejnej podwyżki stóp procentowych. Wprawdzie ostatnie wypowiedzi szefa NBP są bardziej gołębie niż te z początku roku, to jednak parcie na podwyżkę jest nadal wyraźne.
Osłabienie na rynkach akcji, jakie obecnie obserwujemy będzie miało swoje przełożenie na nasze notowania. Kontrakty zapewne spróbują powiększyć skalę spadku, czyli zejść pod poziom piątkowego minimum. Nowe minimum spadku i test okolicy wsparcia na 2600 pkt. będzie zarazem sygnałem zakończenia korekty. Tym samym negatywne nastawienie zyskałoby kolejne potwierdzenie.