Takie wydarzenie oznaczało powiększenie się skali korekty wzrostowej. Wzrost ten jest odreagowaniem ubiegłotygodniowych spadków. Trwał już trzy dni i mogłoby coś z tego ruchu wynikać. Tymczasem nawet południowe przyspieszenie nie wniosło niczego nowego do oceny rynku, gdyż szybko się zakończyło. Druga połowa sesji była już mniej przyjemna. Ceny się osuwały i powróciły przed południem pod pokonane szczyty z poprzednich dwóch sesji. Ostatnią godzinę notowań rozpoczęliśmy, pogłębiając spadek, i niewiele brakowało do nowych minimów sesji.
Słabsza końcówka sesji może być wskazówką, że mamy do czynienia z końcem kreślenia korekty wzrostowej, co jednoznacznie oznaczałoby ponowne testowanie poziomów wsparcia na 2600 pkt. Dotychczasowy dołek notowań dzieli od wsparcia niespełna 30 pkt. Czy może się dokonać test (zejście pod ten dołek), ale bez ataku na poziom wsparcia? Może. Rynek musiałby się wtedy zatrzymać między 2600 a 2629 pkt. To całkiem spora przestrzeń. Z tego względu dla pewności o przełamaniu wsparcia będziemy mówić nie w sytuacji pogłębienia aktualnej przeceny, ale dopiero po zejściu pod 2600 pkt.
Wczoraj opublikowano dane o sprzedaży detalicznej. Dynamika sprzedaży okazała się niższa od prognoz i wyniosła 5,8 proc. (oczekiwano 8,7 proc.). Rynek niespecjalnie się tym przyjął. I słusznie, bo wprawdzie dane są nieco gorsze od prognoz, ale ogólnie nie takie złe. Tym bardziej jeśli uwzględnić znaczący spadek sprzedaży samochodów. Publikacja może być uznana za przesłankę za tym, by nie spieszyć się z podwyżkami stóp procentowych. W tym kontekście skłaniałbym się ku opiniom tych analityków, którzy przewidują, że podwyżki w przyszłym tygodniu nie zobaczymy, a najwcześniej pojawi się ona w kwietniu.
Wczorajsza sesja nie zmieniła nastawienia do rynku. To jest nadal negatywne. Oznacza, że uznajemy, iż większym prawdopodobieństwem charakteryzuje się scenariusz spadku cen niż scenariusz zwyżek. To nastawienie mogłoby ulec zmianie, gdyby ceny kontraktów pokonały poziom 2715 pkt, co nadal jest możliwe.