W takiej sytuacji nawet jak coś ciekawie wygląda, nie może być podstawą do działania. Nie wolno wyprzedzać sygnałów. Te pojawiły się dopiero wczoraj.
Kontrakty rozpoczęły dzień od zwyżki cen o kilka punktów. Wykres nadal znajdował się pod poziomem wtorkowego maksimum, który teraz był punktem odniesienia dla zmiany nastawienia na neutralne. Jeszcze w trakcie prologu, a więc zanim ruszyły notowania na rynku akcji, ceny kontraktów pokonały wtorkowy szczyt, generując tym sam sygnał zmiany nastawienia z negatywnego na neutralne. Oczywiście mowa o nastawieniu średnioterminowym. Próba wyjścia dołem pod poziom 2600 pkt się nie powiodła.
Na początku sesji niewiadomą było, czy ta zmiana zyska potwierdzenie. We wtorek także przecież miała miejsce taka sytuacja, a skończyło się na zamknięciu sesji pod poziomem oporu. Tym razem było inaczej. Już w południe wiadomo było, że to będzie dzień pomyślny dla popytu. Kupujący dzielnie podnosili ceny. Zwiększony obrót wskazywał na pojawienie się podaży, ale nie zmieniło to kierunku ruchu. Także początkowy spadek LOP zamienił się we wzrost. Z punktu widzenia uczestników rynku dwa ostatnie dni oddaliły na razie możliwość przełamania wsparcia w okolicy 2600 pkt.
Czy teraz czeka nas tylko zwyżka w kierunku rekordów i nowe rekordy? Okolice rekordów, czyli okolice 2800 pkt, nie będą zapewne bułką z masłem dla popytu. Wczorajsze wydarzenie oddaliło test wsparcia, ale wcale nie przesądza tego, że teraz przyszła pora na kontynuację trendu wzrostowego. Jesteśmy po prostu nadal w konsolidacji, która jest kreślona od kilku miesięcy. Porównując tę konsolidacją z tym, co działo się na rynkach rozwiniętych, można powiedzieć, że to kara. Jednak jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że w tym czasie miały miejsce kryzys w Europie oraz niepokoje na Bliskim Wschodzie, to rynek trzymał się raczej przyzwoicie.
Co teraz? Teraz czekamy na wybicie poza obszar konsolidacji, a szybsi gracze nadal mogą próbować walczyć w jej wnętrzu.