Niemal w każdym komentarzu różnych serwisów pojawia się wypowiedź analityków, który przynajmniej sugeruje, o ile nie mówi wprost, że to może być początek dłuższej i głębszej korekty. Niewątpliwie rynki przez kilka ostatnich miesięcy raczej nie miały powodów do żali. Tym bardziej, że w ciągu tych miesięcy doszło do wydarzeń, które potencjalne mogłyby być uzasadnieniem średnioterminowego osłabienia. Ale takie osłabienie się nie pojawiło. Czy pojawi się tym razem, a powodem będzie zakończenie programu skupu obligacji przez Fed? Paradoksalnie ceny obligacji teraz rosną. Obecnie zmiany nie mają chyba zbyt wiele wspólnego z zakończenie programu luzowania ilościowego. To może być jedynie pretekst. Przyszła pora na zwrot. Pytanie, czy będzie on tak duży, jak przewidują wspominani analitycy.
Przewidywania przewidywaniami, ale naszym zadaniem nie jest zgłębianie tajników przyszłości. Ona sobie nadejdzie. Naszym zadaniem jest ocena już istniejących zmian oraz próba określenia, co te zmiany oznaczają. Jak układa się relacja popytu do podaży? Patrząc z perspektywy widać wyraźnie, że skala oddalenia od szczytów trendu nie jest duża, a tym samym zbyt pesymistyczne prognozy nie wydają się uzasadnione. Rynek już od dłuższego czasu nie wykreślał rekordów, ale nie przeszkadza mu to utrzymywać relatywnie wysokie poziomy. Korekta ma szansę się powiększyć, ale w naszym wypadku dopiero spadek pod poziom 2800 pkt. będzie miał jakieś znaczenie. Na razie ruch spadkowym można przypisać w horyzoncie krótkoterminowym i trzeba od razu dodać, że nie jest to dynamiczna zmiana. Dziś prawdopodobnie zaczniemy dzień od spadków cen i jest nawet szansa, by ceny kontraktów spadły pod 2840 pkt. Będzie to potwierdzeniem słuszności zmiany nastawienia, ale także sygnałem, że rynek fatycznie wydaje się zmierzać w kierunku 2800 pkt. Nastoje mają prawo się polepszyć, gdyby doszło do wzrostu ceny pod poziom 2875 pkt.