Ziemia obiecana?

Choć dziś głównym problemem Europy wydaje się kryzys fiskalny na peryferiach strefy euro, kolejne ogromne wyzwanie czai się tuż za rogiem

Aktualizacja: 25.02.2017 19:05 Publikacja: 17.05.2011 01:09

Michał Dybuła, główny ekonomista BNP Paribas Polska

Michał Dybuła, główny ekonomista BNP Paribas Polska

Foto: Archiwum

Dla wielu mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej tegoroczne Święto Pracy było wyjątkowo radosne. Po siedmiu latach od rozszerzenia Unii Europejskiej zarówno Austria, jak i Niemcy otworzyły swoje rynki pracy dla obywateli krajów naszego regionu. Wpływ tego wydarzenia na gospodarkę będzie w najbliższych latach znaczący.

[srodtytul]Europa się starzeje[/srodtytul]

Nowym wyzwaniem jest kurczenie się i starzenie społeczeństw. Według projekcji demograficznych w najbliższych latach liczba osób w wieku produkcyjnym na naszym kontynencie znacząco się zmniejszy, co biorąc pod uwagę doświadczenia japońskie, obniży zarówno potencjalne, jak i rzeczywiste tempo wzrostu gospodarczego. To z kolei nie może być obojętne ani dla inflacji i stóp procentowych, ani dla stanu finansów publicznych. Narastający problem demograficzny będzie wymuszał zarówno podwyższenie wieku emerytalnego, jak i podjęcie działań na rzecz zwiększenia wydajności pracy. Jednak osiągnięcie tego drugiego celu w przypadku zawodów wymagających przede wszystkim pracy fizycznej będzie bardzo trudne w obliczu coraz starszej siły roboczej. Dlatego większy dopływ emigrantów zarobkowych może stanowić przynajmniej część rozwiązania problemu demograficznego. Dotyczy to również Niemiec, które chcąc utrzymać wysokie tempo wzrostu gospodarczego, będą w nadchodzących latach potrzebować kilkuset tysięcy nowych pracowników rocznie, jak wynika z licznych badań.

[srodtytul]Ilu wyjedzie na Zachód?[/srodtytul]

Obecnie dwie najważniejsze kwestie to, ile osób z naszego regionu wyjedzie na saksy w najbliższych latach i czy będą to pracownicy wykwalifikowani czy nie. W mojej ubiegłorocznej analizie dotyczącej Niemiec założyłem, że do końca 2015 roku będzie to około miliona osób, z których połowę stanowić będą Polacy. Uważam, że fala emigracji zarobkowej będzie mniejsza niż w przypadku wyjazdów na Wyspy Brytyjskie w latach 2004–2008 głównie z trzech powodów. Po pierwsze, wiele Polek i Polaków już pracuje w Niemczech (legalnie bądź w szarej strefie; na stałe bądź sezonowo), na przykład przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy w opiece nad osobami starszymi. Po drugie, w porównaniu z poprzednimi latami zmniejszyła się liczba Polaków w tzw. mobilnym wieku produkcyjnym (18–44 lata). Wreszcie, po trzecie, znajomość języka niemieckiego wśród Polaków jest niższa niż angielskiego, co zapewne również ograniczy skalę emigracji.

Nie należy jednak zakładać, że wyjazdy do pracy do Niemiec będą jedynie zjawiskiem marginalnym. Przeciwko temu przemawia względna bliskość Niemiec i nie mam tu na myśli tylko relatywnie słabo rozwijających się landów wschodnich, ale również takie lokomotywy wzrostu jak Badenia-Wirtembergia oraz fakt, że na tle innych gospodarek europejskich, włączając w to naszą, Niemcy świetnie poradziły sobie z globalnym kryzysem. Choć koszty życia w Niemczech są dwa razy wyższe niż w Polsce, to przeciętne płace są wyższe prawie trzykrotnie. Bardziej korzystna relacja płac do kosztów utrzymania w Niemczech w połączeniu ze znacznie niższą stopą bezrobocia będzie, jak sądzę, istotnym czynnikiem sprzyjającym emigracji. Choć Niemcy nie cieszą się opinią kraju przyjaznego cudzoziemcom, dane statystyczne, cytowane np. przez Thilo Sarrazina w jego kontrowersyjnej książce „Deutschland schafft sich ab”, wskazują, że akurat emigranci z naszego regionu integrują się bardzo szybko. Łatwość adaptacji do życia w Niemczech może być również czynnikiem przemawiającym za emigracją, zwłaszcza w dłuższym okresie.

Moje założenia odnośnie do liczby emigrantów nie odbiegają w istotny sposób od najnowszych projekcji niemieckiej BfA czy też prognozy kolońskiego instytutu IW, a także niedawnych szacunków polskiego rządu.

[srodtytul]Wpływ emigracji na funkcję produkcji[/srodtytul]

Choć jest zupełnie oczywiste, że wszelkie szacunki ex ante zrewiduje rzeczywistość, obecnie będą one przydatne do dalszych rozważań o tym, jak emigracja wpłynie na gospodarki krajów otwierających swoje rynki pracy, oraz tych, skąd należy spodziewać się odpływu siły roboczej. W tym celu niezbędne jest oszacowanie funkcji produkcji uwzględniającej nakłady zarówno kapitału, jak i pracy; połączenie rachunku luki popytowej z inflacją; oraz luki popytowej i inflacji ze stopą procentową np. poprzez regułę Taylora. Umożliwi to rozwiązanie i projekcję dwóch kluczowych równań pomocniczych dotyczących faktycznego (w sensie modelowym) zatrudnienia jako funkcji dostępnej siły roboczej i inwestycji; oraz faktycznych inwestycji jako funkcji stopy procentowej i dostępnej siły roboczej. W równaniu inwestycji wpływ na nie stopy procentowej jest zupełnie oczywisty, zaś wykorzystanie dostępnej siły roboczej jako czynnika objaśniającego można też dość prosto uzasadnić. Tam, gdzie nie jest ona dostępna lub dostępna w bardzo małym zakresie, żadne dodatkowe inwestycje nie powstaną, niezależnie od tego, jak niski będzie koszt kapitału (i vice versa). Wszystkie inwestycje wymagają bowiem zarówno w ich trakcie, jak i po uruchomieniu również nakładów pracy.

Należy podkreślić, że takie modelowe podejście nie ma na celu dokładnej prognozy rozwoju gospodarki na lata przyszłe. Jest ono zbyt uproszczone, nie uwzględniając ani globalnego cyklu koniunkturalnego, ani kursów walutowych, ani dyskrecjonalnej polityki fiskalnej. Nadaje się natomiast doskonale do naszkicowania odmiennych scenariuszy dla gospodarki przy braku emigracji i emigracji o założonej uprzednio skali w danym okresie.

[srodtytul]Niemcy zyskają na emigracji...[/srodtytul]

Jak już wspomniałem, zakładam odpływ około miliona osób z Europy Środkowo-Wschodniej w ciągu najbliższych pięciu lat do Niemiec, z których połowa będzie pochodzić z Polski. Dla swojej projekcji przyjąłem też (prawdopodobnie dyskusyjne) założenia, że będzie to odpływ równomiernie rozłożony w czasie i będzie dotyczył zarówno wykwalifikowanej, jak i niewykwalifikowanej siły roboczej.

Taka fala emigracji zwiększy tempo potencjalnego wzrostu gospodarczego w Niemczech o około 0,3 punktu procentowego rocznie w latach 2011–2015, ale – ponieważ nie wszyscy emigranci znajdą od razu pracę – rzeczywiste tempo wzrostu PKB wzrośnie nieco wolnej, bo o około 0,2. Dlatego w scenariuszu „emigracyjnym” dodatnia luka popytowa będzie niższa, podobnie jak i inflacja (o około 0,2–0,3 punktu procentowego w latach 2014–2015) – również dzięki nieco niższym jednostkowym kosztom pracy. Mniej dodatnia luka popytowa w połączeniu z niższą inflacją oznacza, że stopa procentowa według reguły Taylora powinna być niższa o 0,5 punktu procentowego, niż gdyby emigracji nie było. Z kolei niższa stopa procentowa pozwoli na utrzymanie wyższego tempa wzrostu inwestycji i PKB nawet po wygaśnięciu fali emigracji do Niemiec. Oczywiście, że będąc w strefie euro, Niemcy nie mogą samowolnie zmieniać parametrów polityki pieniężnej, bo EBC prowadzi ją dla całości Unii Gospodarczo-Walutowej. Jednak względnie niższa inflacja w jej największej gospodarce będzie również wpływać na decyzje EBC i/lub zmniejszać presję Niemiec na podwyżki stóp procentowych.

Sama postać funkcji produkcji może sugerować, że wyższe tempo wzrostu gospodarczego w scenariuszu „emigracyjnym” będzie przede wszystkim zasługą silniejszego popytu krajowego dzięki wyższym inwestycjom i konsumpcji (zatrudnieniu). Jednak również eksport powinien w tym scenariuszu rosnąć szybciej dzięki niższej inflacji i jednostkowym kosztom pracy, czyli słabszemu realnemu kursowi walutowemu.

[srodtytul]...a Polska straci[/srodtytul]

Analogiczne kalkulacje dotyczące Polski wskazują oczywiście, że potencjalne i rzeczywiste tempo wzrostu gospodarczego obniży się w przypadku odpływu siły roboczej. Ponieważ popyt na pracę będzie spadał wolniej niż jej podaż, rzeczywiste tempo wzrostu gospodarczego w latach 2011–2015 obniży się wolniej niż potencjalne, bo przeciętnie o 0,1–0,2 punktu procentowego rocznie wobec 0,3. Można również założyć, że transfery emigrantów z Niemiec będą łagodzić spowolnienie tempa rzeczywistego wzrostu. Dlatego dodatnia luka popytowa w latach 2014–2015 będzie o 0,3–0,4 punktu procentowego wyższa, niż gdyby emigracji nie było. Taka luka popytowa wynikająca z mniejszej puli dostępnej siły roboczej będzie sprzyjać wzrostowi jednostkowych kosztów pracy, podobnie jak miało to miejsce w latach 2007–2008, czyli kulminacji wyjazdów Polaków na Wyspy Brytyjskie. W związku z tym szacuję, że w scenariuszu?„emigracyjnym” inflacja będzie wyższa o 0,4–0,5 punktu procentowego od 2014 roku, co w połączeniu z większą dodatnią luką popytową wskazuje na stopę procentową według reguły Taylora wyższą o cały punkt procentowy. Negatywny wpływ wyższej stopy procentowej na inwestycje i wzrost gospodarczy będzie utrzymywał się dłużej, nawet po wygaśnięciu fali emigracji. Być może słaby napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych w ubiegłym roku już należy odczytać jako pierwszy sygnał ostrzegawczy, że Polska przestała być atrakcyjnym miejscem do lokowania produkcji. Odpływ (wykwalifikowanej) siły roboczej do Niemiec tej atrakcyjności na pewno nie poprawi.

Choć celem artykułu nie była prognoza produktu krajowego brutto na najbliższe lata, moje projekcje nie odbiegają od szacunków OECD. W ciągu najbliższych dwóch lat potencjalne tempo wzrostu nie przekroczy 3,5 proc. rocznie, a później obniży się do około 3 procent – a i to przy założeniu szybko rosnącej aktywności zawodowej. Z punktu widzenia finansów publicznych tak słabe tempo wzrostu nie ułatwi redukcji deficytu i długu publicznego. W poprzednich latach obniżenie deficytu sektora finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB udawało się dopiero przy około 6-procentowym wzroście PKB, trudno też oczekiwać, by w przyszłości mogłoby być inaczej. Ponadto należy zauważyć, że redukcja deficytu w skali zakładanej przez rząd, czyli do 2,9 proc. PKB w przyszłym roku,?byłaby spójna z obniżeniem rzeczywistego?tempa wzrostu gospodarczego do średnio 1,5–2 proc. rocznie w ciągu najbliższych dwóch lat.

[srodtytul]Co robić?[/srodtytul]

Ale pal licho, że rządowi raczej nie uda się tak szybka, jak zakłada minister finansów, obniżka deficytu sektora finansów publicznych. W to akurat mało kto wierzy i rynki finansowe tego nie oczekują. Gorzej, że odpływ siły roboczej dodatkowo obniży potencjał naszej gospodarki, tym bardziej, im bardziej wykształceni i wykwalifikowani będą emigranci. Jak można temu przeciwdziałać? Dalsze wydłużenie przeciętnego czasu pracy Polaków nie wydaje się możliwe, bo na tle innych krajów europejskich i tak pracujemy już bardzo długo. Przy braku strategii na przyciągnięcie emigrantów np. z krajów byłego ZSRR i zastąpienie nimi Polaków wyjeżdżających do Niemiec też chyba nie ma co liczyć. Niewątpliwe rezerwy tkwią natomiast w ciągle jeszcze niskiej, choć rosnącej ostatnio, aktywności zawodowej ludności w wieku produkcyjnym. W tym celu niezbędne wydaje się również wydłużenie ustawowego i rzeczywistego wieku emerytalnego, tym bardziej że nasze społeczeństwo też się starzeje i kurczy. Ostatnie propozycje Rady Gospodarczej przy Premierze dotyczące służb mundurowych idą zresztą w tym dobrym kierunku. Ale aby gospodarka mogła bardziej produktywnie wykorzystać mniejszą podaż siły roboczej, konieczna jest ciągła poprawa poziomu zarówno ogólnego, jak i przede wszystkim zawodowego wykształcenia Polaków. Same podwyżki dla nauczycieli tego nie załatwią.

Komentarze
Zamrożone decyzje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Co martwi ministra finansów?
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów