Założenie o dobrym  przebiegu sesji opiera się na podtrzymaniu podobieństwa obecnej sytuacji na rynku do tego co działo się na początku 2009 roku. Wczorajsza obrona wsparcia pozwala nadal o takim podobieństwie mówić. Z tego względu wzrost cen nie powinien być zaskoczeniem. Pewności naturalnie nie ma. Sytuacja, która podważyłaby słuszność podtrzymywania scenariusza wzrostów to spadek pod wczorajsze minimum dnia. Innymi słowy ponowny i tym razem skuteczny atak na poziom wsparcia. Póki ceny trzymają się ponad nim, zwyżka jest nadal możliwa. Tym bardziej, że widać wzrost wartości euro, co sprzyja bardziej optymistycznym oczekiwaniom.

Co do wczorajszej sesji w USA to serwisy wydają się być zgodne, że to ponownie czynniki mające swoje źródło w Europie stały za poprawą nastrojów. Ja nadal twierdzę, że ma tu wpływ także ostatnia fala nieco lepszych odczytów makroekonomicznych, które rewidują pesymistyczne scenariusze wejście gospodarki amerykańskiej w fazę recesji, które to wejście przez część uczestników rynków było już dyskontowane.

Po sesji nastroje nie specjalnie się pogorszyły. Wyniki Apple okazały się gorsze od tego, czego oczekiwali analitycy. Spółka straciła na wartości ponad 6 proc. po tym jak ujawniła, że jej zysk  na akcję wyniósł 7,05 dolarów, a oczekiwano 7,38. Wzrostem ceny mogło pochwalić się Yahoo. Zysk na akcję w wielkości 21c był wyższy od oczekiwany 17c. Na wyceny akcji wpływ miała także informacja o obniżeniu ratingu długu Hiszpanii, choć był to wpływ krótkotrwały. Dzisiejsze notowania euro potwierdzają, że informacje o ratingach nie mają już większego znaczenia dla uczestników rynków. Przynajmniej jeśli chodzi o ratingi państw PIIGS.